Niech pan napisze od nas, że mieszkańcy miasta dopomogą policji w wykryciu morderców. Niech nie czują się bezkarni – mówili mieszkańcy Opola Lubelskiego dziennikarzowi Dziennika Lubelskiego w sierpniu 1991 roku. Na rozwikłanie zagadki zabójstwa stomatologów i ich opiekuna czekali 20 lat
Strach
"Nikt nie przypuszcza nawet, że zbrodni dokonać mogła jedna osoba. Ktoś widział ponoć w sobotę parkujący pod domem państwa T. samochód; małego białego fiata” – pisał o atmosferze w sparaliżowanym strachem miasteczku w sierpniu 1991 roku, tydzień po odkryciu zbrodni, Dziennik Lubelski.
Małżeństwo Adelę i Mieczysława T. dobrze pamiętają w Opolu Lubelskim do dzisiaj. Kamienica, w której mieszkali i zostali zamordowani, dziś należy do ich bliskich. Stoi w samym centrum miasteczka przy ul. Stary Rynek. Na dole jest sklep z farbami, pomieszczenia na pierwszym piętrze, gdzie kiedyś było mieszkanie, stoją puste.
– Nikt w niej już po zabójstwie nie zamieszkał, kiedyś w całym budynku był sklep z meblami, teraz wynajmują tylko dół – mówi kobieta z pobliskiego spożywczaka.
Taśmy ze stemplami
– Na dole to mieli gabinet – wspomina pani Zofia, jedna z najbliższych sąsiadek dentystów. – Wejście było od ulicy, a mieszkali na górze. Kamienicę w 1954 roku postawili, a ja tu mieszkam od 1955. Adela mogłaby być moja mamą. Dali kącik takiemu staremu kawalerowi, zakupy im robił.
O tym, co się stało, dowiedziała się 4 sierpnia 1991 roku, w niedzielę rano. Jak inni mieszkańcy Opola Lubelskiego zobaczyła policjantów przed kamienicą dentystów. A potem: jak wynoszono zwłoki zamordowanych. Na drzwiach frontowych, obok tabliczki "Lekarz – dentysta” pojawiły się taśmy z prokuratorskim stemplami.
Dentyści i ich opiekun nie żyli już od kilku dni.
Morderstwo
"Mieszkańcy Opola Lubelskiego zostali wstrząśnięci bestialskim mordem na małżeństwie Mieczysława T. (lat 75) i jego małżonce (lat 70). Zamordowano także Władysława L. (lat 40), mężczyznę, który tym starszym ludziom pomagał w pracach domowych. (...) O zbrodni powiadomił organy ścigania syn zamordowanych – zamieszkały w Świdniku – który wczoraj w godzinach porannych wybrał się do Opola Lub. celem odwiedzenia swoich rodziców. Według wstępnych ustaleń wynika, że zbrodni na tle rabunkowym dokonano w nocy z ubiegłego piątku na sobotę” – pisał w poniedziałek, 5 sierpnia 1991 roku Dziennik Lubelski w pierwszej informacji o zabójstwie.
Ustalenia śledczych po 20 latach potwierdziły, że motywem zabójstwa był rabunek. Ale dokonano go kilka dni wcześniej, w środę, 31 lipca. Od tamtego czasu nikt nie widział małżonków ani ich opiekuna. Wszyscy zginęli od uderzeń twardym przedmiotem. W mieszkaniu było pełno krwi.
Było spenetrowane, ale wówczas nie udało się dokładnie ustalić, co zginęło.
Pracowici i zamożni
– Pani Adela brała ode mnie kartki na golonkę, bo jej mąż lubił – wspomina Henryka Socha.
Sąsiedzi pamiętają pracowitość małżonków T., którzy w miasteczku uchodzili za zamożnych. Ich gabinet cieszył się sporym powodzeniem. Taką opinię mieli na początku lat 90. Taka sama została po nich do dzisiaj.
"Kilkanaście lat ich znałem – mówi inkasent energii. – To byli ludzie, którzy wszystkiego dorobili się swoją pracą. Nie dość, ze pracowali niezwykle ofiarnie, to byli także społecznikami. Pomagali miejscowej oświacie, działając w szkolnych komitetach rodzicielskich” (Dziennik Lubelski z 9 sierpnia 1991 roku).
W miasteczku wiedziano też, że niedługo przed tragiczną śmiercią małżeństwo sprzedało samochód. Chodziła pogłoska, że prawdopodobnie chcą wyjechać za granicę do rodziny.
Po blisko roku 30 czerwca 1992 roku prokuratorzy i policjanci doszli do wniosku, że są bezradni – śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Przesłuchano wielu świadków, wytypowano kilkanaście osób, które mogły mieć coś wspólnego z zabójstwem, ale brakowało dowodów, żeby kogoś postawić przed sądem.
Kończyło się zatrzymaniem ich "do wyjaśnienia”.
Krew i włos
Po śledztwie zostało kilkanaście tomów akt i wiele zabezpieczonych śladów z miejsca zbrodni. Oględziny kamienicy, w której doszło do zabójstwa, trwały dwa dni. Skrupulatność zaprocentowała po latach. Policjanci znaleźli wówczas i zabezpieczyli ślad krwi, która nie należała do żadnej z ofiar zabójstwa.
Technika z biegiem lat poszła do przodu. Korzystają z niej policjanci ze specjalnej grupy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, zwanej "Archiwum X”. Wracają do nierozwikłanych śledztw pod kątem wykorzystania najnowszych zdobyczy nauki przy badaniu dowodów.
– Ponowna analiza zgromadzonych dowodów i badania genetyczne okazały się kluczowe przy rozwiązaniu tej makabrycznej zagadki – mówi Janusz Wojtowicz, rzecznik KWP w Lublinie.
Materiał genetyczny
Wśród zatrzymanych zaraz po zabójstwie był Zdzisław F., 47-letni wówczas mieszkaniec podopolskiej miejscowości. Po przesłuchaniu wyszedł na wolność.
Pobrany od niego włos leżał w magazynie dowodów rzeczowych. Coś jednak musiało być w aktach sprawy, że właśnie jego materiał genetyczny w pierwszej kolejności trafił do badań porównawczych w Laboratorium Kryminalistycznym KWP w Lublinie ze śladem krwi znalezionym na miejscu zbrodni.
– Badanie potwierdziło, że próbki pochodzą od tej samej osoby, 67-letniego dzisiaj Zdzisława F. – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Nowe życie w Nowej Soli
Niedługo po zbrodni, Zdzisław F. wyjechał z Lubelszczyzny. Osiadł w Nowej Soli, w województwie lubuskim. Założył rodzinę i rozpoczął nowe życie. Nie miał pojęcia, że w policyjnym laboratorium ponownie badane jest jego DNA, a prokuratura na nowo rozpoczyna śledztwo. Nikt o zabójstwo z Opola nie zapytał go przez 20 lat.
Policjanci zapukali do niego dopiero pod koniec października tego roku; mając już w aktach obciążający go wynik badań. Był zaskoczony zatrzymaniem, ale jak twierdzą policjanci, wyraźne wrażenie zrobiła na nim informacja, że zostanie zabrany do Lublina.
Na przesłuchaniu usłyszał zarzut zamordowania 31 lipca 1991 roku w Opolu Lubelskim małżonków T. i ich opiekuna oraz dokonania rabunku: zginęło ok. 100 zabytkowych monet z początku XX wieku, kilkaset marek i dolarów.
Był sam?
Nie przyznał się do zabójstwa.
Stwierdził, że nie pamięta co robił przed 20 laty. Został aresztowany na trzy miesiące. Policja podaje, że na tym etapie nie może ujawnić więcej szczegółów śledztwa.
– Wiele aspektów trzeba jeszcze wyjaśnić, a ujawnianie szczegółów związanych z posiadanymi dowodami, może poczynić tylko szkody – podkreśla Janusz Wojtowicz. Aspekt podstawowy to ten, czy zabójca działał sam.