Na spotkaniu w kościele św. Ducha w Lublinie w 2001 r. zdradził, że największą satysfakcję w życiu dawała mu miłość. Skąd ksiądz tyle może wiedzieć o miłości - spytał ktoś z publiczności. No cóż... jestem starym kawalerem, ale i romantycznym staruszkiem
- On pisał tak, żeby każdy mógł zrozumieć, że ludzie są sobie potrzebni, że miłość do drugiego człowieka jest połączona z samotnością, że w cierpieniu jest nadzieja, bo kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno. Był taki sam jak jego wiersze. Dzień przed śmiercią byłam u niego ostatni raz w szpitalu. Nie rozmawialiśmy o jakichś wielkich rzeczach, ale o tych małych. Mówił, że napiłby się naleweczki, zjadł coś dobrego - opowiadała aktorka Anna Dymna.
Ksiądz szczęśliwy
- Przy drzwiach stały w pogotowiu na baczność filcowe froterki. Siedział przy sekretarzyku z serdecznymi natchnieniami - wspomina ks. Janusz Kozłowski ze Świdnika.
W 1991 r. odebrał na KUL doktorat honoris causa. Stał skulony w uroczystej todze, jakby ciążył mu biret i honory.
- Zostałem księdzem w najgorszym czasie stalinowskim. Uważałem, że właśnie wtedy trzeba być księdzem i pisać wiersze o Bogu. Jestem księdzem szczęśliwym, więc i wiersze moje nie mogą być nieszczęśliwe. Ponieważ jestem już leciwym, także otoczony pleśnią, grzybami i honorami, nie wygłoszę wykładu, tylko powiem kilka słów, co chcę w tych wierszach powiedzieć. Niektórzy widzą w nich tylko biedronki, sikorki, motyle, ale chyba nie o to tu chodzi. Lubię wiersze serdecznie niemodne i szczęśliwie zapóźnione. Tęsknię za humorem, który uczy pokory, pozwala śmiać się z samego siebie. Bóg zapłać Panie Boże, bo podał mi łapę pies, co książek nie czyta i wierszy nie pisze - powiedział do auli pełnej studentów. I dostał huragan braw...
Radość
Podniósł głowę, spojrzał przez okulary na pytającą dziewczynę, uśmiechnął się i powiedział o swojej twórczości, że to są wiersze starego kawalera. A potem dodał:
- Jestem takim romantycznym staruszkiem.
I znów dostał huragan braw.
W południe, 2 lutego, po raz ostatni spotka się z ludźmi. Jego zwłoki zostaną wystawione w warszawskim kościele Wizytek. Ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych, odprawi mszę. Przyjdą poeci, malarze, muzycy, księża i zwykli ludzie.
Ciało księdza Twardowskiego zostanie złożone w Świątyni Opatrzności Bożej w krypcie dla zasłużonych Polaków.
Złośliwi mówią, że na placu budowy.
Niech wieczny odpoczynek
niesie wieść nekrolog,
że Ksiądz Twardowski zagasł,
by płonąć inaczej.
Niech wieczny odpoczynek
Pan mu sprawić raczy.
Bo trudził się niezmiernie,
słów paciorki nizał.
Napisał w wierszu poświęconym ks. Twardowskiemu Janusz Kukliński, tłumacz i przyjaciel Edwarda Stachury. - Zacytuję Edka z "Anatemy na śmierć”: "Byli tacy, co się rodzili, byli tacy, co umierali, byli tacy, którym to było mało”. Mógł wieść spokojny żywot księdza. Było mu mało - mówi Kukliński. I pokazuje ekslibris księdza Jana zrobiony przez Franciszka Maśluszczaka. Trafiony w setkę. Na którym ksiądz poeta podróżuje przez świat na mrówce.
Zapiszą księdza skrzętnie
wepną w segregator.
I tylko Jezusowi
zakrwawiła blizna.
- pisał dalej Janusz Kukliński.
A mnie przypominają się słowa księdza Jana ze spotkania w kościele św. Ducha, że tam gdzie kończy się poezja, zaczyna się modlitwa...