Pracuje kilkanaście godzin na dobę. Jeździ po Warszawie i okolicy, gdzie kupuje srebro na kilogramy, odbiera przesyłki pereł z Kalifornii, gotową biżuterię wiezie na lotnisko, by wysłać ją do Niemiec czy Izraela, remontuje własny dom i jeszcze tworzy nowe wzory. Tempo jej życia osiąga zawrotne prędkości. Bywa, że jest zmęczona ale zawsze szczęśliwa, bo niezależna.
Kiedy po pierwszym roku rzuciła studia na kierunku zarządzanie i marketing na Politechnice Lubelskiej, jeszcze nie wiedziała, że podstawy ekonomiki, tworzenie biznesplanów i kosztorysów całkiem niedługo przydadzą się jej do prowadzenia własnej, świetnie prosperującej firmy.
– Zajęcia z chemii na tym kierunku studiów były dla mnie abstrakcją – opowiada Maria Maryla Dubiel, lubelska projektantka biżuterii. – Do dziś nie rozumiem, co wspólnego z marketingiem mają estry. Pomyślałam, że tak naprawdę studia te można zrobić w trzy, a nie w pięć lat. Po co marnować czas?
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że za kilka lat źródłem jej utrzymania będzie projektowanie i sprzedaż biżuterii. Wszystko, jak to w życiu bywa, okazało się kwestią przypadku.
Niemiecki złotnik i magia Paryża
W Kazimierzu Dolnym poznała złotnika, a ten zaraził ją swą pasją. Dzięki jego namowom zrobiła dwutygodniowy kurs złotniczy w Hameln koło Hannoveru, który dał jej podstawy warsztatowe. Metody, które dziś stosuje przy wyrobie biżuterii, to efekt prób i błędów oraz wielu godzin spędzonych przy stole złotniczym. Paryż z kolei ukształtował jej spojrzenie na świat i świadomość artystyczną. Maryla szuka inspiracji w ludziach i miejscach – europejska stolica sztuki, z całym swym bogactwem kulturowym, historią i niepowtarzalnymi ludźmi, których można spotkać w metrze, na ciasnych uliczkach dzielnicy łacińskiej, czy w ulicznych kawiarenkach, wywarła na niej niezapomniane wrażenie.
Po powrocie z Niemiec skompletowała skromny warsztat złotniczy – stół, walcarka, szczypce, palnik, parę pilników... Tak zaczęła się przygoda z unikatową biżuterią artystyczną. Na początku tworzyła głównie naszyjniki i pierścionki.
Pierwsza wystawa biżuterii Maryli w warszawskiej galerii „Milano” w 1996 roku odniosła sukces. Jednak wkrótce okazało się, że to ambitne, czasochłonne i wymagające nakładów zajęcie nie zapewni jej stałego dochodu. Piękne, a zarazem drogie formy potrzebują amatora. Owszem, byli i stali klienci, ale sterta niezapłaconych rachunków ciągle rosła. Kiedy zaczęły odpadać z lodówki, postanowiła skomercjalizować swoje kolekcje i wejść na rynek szerszego odbiorcy.
Sztuka modna
To, co dzisiaj tworzy, najłatwiej można określić jako współczesna biżuteria artystyczna. Proste formy o niejednoznacznej fabule. Jej kolekcje powstają zazwyczaj ze srebra, nierzadko łączonego ze złotem, perłami, czy bursztynem. Biżuterię Maryli Dubiel można spotkać w galeriach na terenie całego kraju, jednak ambicje i operatywność artystki sięgają dalej. Nazwisko Dubiel znane jest już za oceanem, współpracuje z galeriami w USA i Kanadzie. Jej kolekcje sprzedają się także w Danii, Niemczech, Norwegii, Hiszpanii, na Litwie, w Izraelu. Swoją ofertę kilka razy w roku przedstawia na specjalistycznych targach w kraju i za granicą.
– Mimo komercji, ciągle są to kolekcje autorskie – wyjaśnia M. Dubiel. – Choć koszty obniża się zastosowaniem maszyn do wytwarzania niektórych elementów, nadal wykonywane są głównie ręcznie. Dzięki temu na moją biżuterię pozwolić może sobie praktycznie każdy. Niektóre wzory dostępne są już za kilkanaście złotych.
Dzisiaj Maryla do stołu złotniczego siada głównie po to, by opracować nowe wzory. Wykonywaniem biżuterii zajmują się zatrudnione przez nią osoby. Do niej, jak na właścicielkę złotego interesu przystało, należy zaopatrzenie pracowni w materiały, przyjmowanie zamówień, wysyłanie biżuterii, ściąganie należności od sprzedawców, i wiele, wiele innych mało artystycznych obowiązków, niezbędnych w prowadzeniu firmy. Kiedy więc tworzy?
Skulona w kucki
na schodach albo w łazience zamyka się w sobie i koncentruje. Nagle przychodzi olśnienie. Pomysły rodzą się często w samochodzie, kiedy z domu w Falenicy jedzie do swojej galerii na Nowym Świecie. Właśnie w samochodzie wymyśliła, jak kolorować srebro w jej ostatniej „spławikowej” kolekcji. Ma pewien dar – wyczuwa trendy. Jej biżuteria jest modna. Choć, jak sama podkreśla, nie wie, czy to dobrze, czy źle. Mówią, że sztuka nie może być modna...