Obniżenie samooceny, bóle głowy, wymioty, nerwice, poczucie lęku i spazmatyczny płacz – to tylko niektóre dolegliwości, które zgłaszają pracownicy Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Policjanci i pracownicy cywilni twierdzą, że na zachowanie naczelnika wydziału skarżyli się wielokrotnie. Bez efektu. Dziś mówią o zamiataniu sprawy pod dywan. Ale są też osoby, które naczelnika bronią.
Napisanie tego tekstu poprzedziły wielogodzinne rozmowy z pracownikami Laboratorium. Tymi obecnymi i tymi, którzy odeszli już z pracy.
W obu przypadkach to zarówno funkcjonariusze jak i pracownicy cywilni. Okazało się, że o sprawie wie jednak znacznie więcej osób, w tym m.in. adwokaci i prokuratorzy, bo z policjantami znają się z racji obowiązków służbowych i o wielu sprawach rozmawiają mniej lub bardziej prywatnie. Ale, co bardzo mnie zaskoczyło, temat znany jest też w sekretariatach różnych instytucji: zarówno lubelskich jak i warszawskich.
Wystarczy hasło: „policja, laboratorium, Lublin” żeby usłyszeć: „o naczelnika chodzi, tak?”.
Praca nad tekstem to także lektura dziesiątek notatek służbowych, pism, powiadomień i donosów. Padają w nich konkretne nazwiska pokrzywdzonych pracowników. Z uwagi na ich dobro, jak i zastrzegających anonimowość pracowników, z którymi rozmawiałam nie publikujemy ich.
Długo milczeli
– Naczelnik nas poniża i ośmiesza. Stosowanie aluzji i zawoalowanej krytyki podległych to codzienność. Moi koledzy i koleżanki czują się zastraszeni, poniżeni i często upokorzeni – przyznaje jeden z pracowników Laboratorium Kryminalistycznego KWP. Dodaje, że efektem jest m.in. lęk przed szefem, problemy ze snem, zaburzenia żołądkowe, czy konieczność zażywania leków uspokajających. – Sam uczestniczyłem w takich rozmowach, gdzie nie byłem dopuszczany do głosu. Słyszałem za to, że jeśli nie spełnię niedorzecznych roszczeń to naczelnik zadba o to, że „będzie mi bardzo przykro”.
Inny pracownik: – Niezmiennie naczelnik ma swoje humory. Jest opryskliwy i wulgarny w stosunku do pracowników. Nie potrafi się powstrzymać od kąśliwych uwag czy złośliwości w stosunku do podwładnych.
Pracownica, która nie jest w stanie powstrzymać napływających do oczu łez. Mówi łamiącym się od szlochu głosem: – Ja się go po prostu boję. Odczuwam lęk przed tym człowiekiem. Mam takie dni, że po każdym posiłku z nerwów wymiotuję.
„Budzące niepokój nieprawidłowości” mają trwać od co najmniej 10 lat” – napisali w anonimowym piśmie (podpisanym Pracownicy Laboratorium Kryminalistycznego Policji KWP w Lublinie – przyp. aut.) skierowanym w listopadzie ubiegłego roku do Zbigniewa Ziobry, komendanta Biura Spraw Wewnętrznych Policji, Komendanta Głównego Policji, MSWiA i Prokuratury Krajowej.
Dlaczego dopiero teraz?
– Wielokrotne rozmowy i próby zmian zachowania naczelnika nie przyniosły żadnego rezultatu, a wręcz doprowadziły do eskalacji problemu poprzez mściwość i poczucie bezkarności – tłumaczą autorzy anonimu. – Po wielu latach sytuacja dojrzała do tego, aby o nieprawidłowościach poinformowani zostali nie tylko przełożeni, ale także organy odpowiedzialne za kontrolę i nadzór, być może jeśli nie przyniesie rozwiązania także media, bowiem skala problemu jest zatrważająca.
W piśmie padają konkretne przykłady.
Po rozmowie z naczelnikiem jedna z biegłych została doprowadzona do „patologicznego roztrzęsienia i spazmatycznego płaczu, co skutkowało utratą przytomności”. Kobieta nie zgłosiła incydentu, a z czasem odeszła ze służby.
Inna policjantka miała zostać doprowadzona do choroby psychicznej, która „była ewidentnie spowodowana ciągłym poniżaniem, dyskryminacją ze względu na płeć i zastraszaniem”. Jej koledzy piszą, że na widok szefa kobietę „dosłownie paraliżowało”. Działań prawnych ze względu na swój stan jednak nie podjęła.
Naczelnik miał też wejść do pokoju, w którym odbywało się szkolenie online. Krzyknął „Ja was k... wszystkich zatłukę!”. Do innych rozmawiających oficerów zwracał się: „Wypad stąd! No już! Jaja sobie robicie!”, a potem na odprawie służbowej miał skomentować sytuację: „Jak ktoś zachowuje się jak gówniarz to będzie traktowany przeze mnie jak gówniarz”.
– Takie zachowanie jest normą – podkreślają pracownicy.
– Z lubością używa wulgaryzmów w kontaktach z podwładnymi rzucając przysłowiowymi „Ku... mi” na prawo i lewo.
Często również personalnie znieważa funkcjonariuszy słowami powszechnie uznanymi za wulgarne i obelżywe.
Za zamkniętymi drzwiami
Pracownicy różnych pracowni nie mogą też ze sobą rozmawiać. Dlaczego? Tego nie wiadomo. Naczelnik chodzi i sprawdza, czy takich rozmów nie ma. Jeśli je usłyszy to mają padać wulgaryzmy.
– Przyjętą zasadą w kontaktach z podwładnymi jest chamstwo, buta i lekceważenie – czytamy w piśmie. – Najczęściej formułuje zdania aby grozić, zastraszać i powodować lęk przed kontaktem między pracownikami.
Konsekwencjami rozmów ma być „uprzykrzanie pracy ciągłymi kontrolami, utrudnianie rozwoju osobistego, brak zgody na odbywanie szkoleń, robienie problemów przy braniu urlopów wypoczynkowych czy po prostu przykre słowa”. Nie lepiej ma być też za zamkniętymi drzwiami, kiedy padać mają słowa: „Pan mnie robi w ch...” lub „Co mi pan pier…” oraz zastraszanie: „Policjanta mogę zwolnić w kilka miesięcy”
– Niektóre osoby naczelnik lubi i one mają dobrze. Zdecydowana większość ma z nim ciągłe zatargi. Po rozmowach z nim nie tylko kobiety wychodzą roztrzęsione lub płaczą – tłumaczy w bezpośredniej rozmowie jeden z pracowników. – Bardzo boli np. ciągłe podważanie naszych kompetencji i zadawanie głupich pytań jak na egzaminie w szkole przy czym żadna odpowiedź nie jest satysfakcjonująca. Każda służy tylko temu żeby negatywnie skomentować naszą wiedzę. Nie ważne, że są poprawne.
Medal za zasługi
– Deprymującym faktem jest, że komendanci przymykają oczy ze względu na bardzo dobre wyniki osiągane przez lubelskie laboratorium Te wyniki są osiągane dzięki oddanej pracy zatrudnionych pracowników, a nie przez patologiczne rządy naczelnika – uważają autorzy listu. Dodają, że naczelnik został niedawno odznaczony złotym medalem za zasługi. Na korytarzach mówi się, że wkrótce ma też awansować.
– Naczelnik od miesięcy szykuje się na stanowisko dyrektora CLKP, bo obecny ma odejść na emeryturę. Brany jest pod uwagę do awansu i wszystkie sprawy zamiatane są pod dywan, żeby miał czysto w papierach – słyszymy.
Odnoszę wrażenie, że to właśnie informacje o potencjalnym awansie sprawiły, że ludzie zaczęli głośniej o sprawie mówić. Chcą, by „do góry” dotarło, że naczelnik ze względu na to jak traktuje ludzi na awans nie zasługuje.
Dlatego w styczniu tego roku pracownicy LK KWP zdecydowali się złożyć do Prokuratury Regionalnej w Lublinie zawiadomienie o możliwości popełnieniu przestępstwa.
Mowa w nim m.in. o „złośliwym i uporczywym naruszaniu praw pracownika”. Pada przykład mężczyzny, który miał ma problemy z kolanem i przez to również z poruszaniem się. Naczelnik nie chciał mu dać uprawnień do wjazdu na parking KWP. Inna kobieta miała być nękana poprzez „ostentacyjne i szydercze zwracanie uwagi odnośnie ubioru w obecności innych pracowników”.
– Sprawdzamy informacje zawarte w piśmie – przyznaje Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie i dodaje: – Weryfikacja jest utrudniona ze względu na ich anonimowy charakter.
Nieoficjalnie wiadomo też, że do prokuratury wpłynęło nie tylko to jedno, a kilka anonimów dotyczących zachowania naczelnika.
Notatki służbowe
Czynności wyjaśniające w tej sprawie zlecił też komendant wojewódzki policji w Lublinie. Sprawą naczelnika pod koniec ubiegłego roku zajmował się Rzecznik Dyscyplinarny KWP w Lublinie. Poskarżyła się pracownica laboratorium, której naczelnik zwrócił uwagę na sposób ubierania się.
Dotarliśmy do notatek służbowych sporządzonych przez pracowników laboratorium, którzy składali wyjaśnienia w tej sprawie. Wszyscy podkreślali, że kobieta jest miła, pracowita i odpowiedzialna.
– Uważam, że sposób ubierania pani nie odbiega od ogólnie przyjętych standardów. Nigdy nie widziałem, by była ubrana w sposób wyzywający, czy zwracający na siebie uwagę.
– Osoba energiczna, pewna siebie, wesoła (...) stawała się osobą sprawiająca wrażenie smutnej i przygnębionej – tak o zmianie zachowania kobiety, po uwagach dotyczących jej stroju, mówiła inna osoba.
Pracownicy wskazywali też na inne sprawy:
– Widziałem, jak inne kobiety z zespołu po rozmowie z panem naczelnikiem były zdenerwowane, a nawet płakały.
– Przyszły do mnie (w tym miejscy padają nazwiska – przyp. aut.), które poinformowały mnie, że naczelnik powiedział, żeby coś ze mną zrobiły, gdyż ode mnie śmierdzi i zapytał co na to ta, która siedzi ze mną w pokoju.
– Powszechnym wśród pracowników laboratorium jest przekonanie, że naczelnik traktuje czyny i słowa podwładnych jako kłamstwa i próby oszustwa. Informacje przekazywane przez podległych sobie pracowników traktuje z dystansem i niedowierzaniem.
Anonimowa ankieta
Czynności wyjaśniające rzecznika zakończyły się w lutym.
– Zebrany materiał nie daje podstaw do zakwalifikowania zachowania Laboratorium Kryminalistycznego KWP w Lublinie wobec pani osoby, którym można przypisać cechy nękania lub charakter mobbingowy – napisała rzecznik dyscyplinarna. – Jednak z uwagi na zawarte treści w przedłożonych notatkach służbowych policjantów i pracowników cywilnych wskazujących na niewłaściwą atmosferę panującą w LK KWP, spowodowaną w przeważającej części postawą naczelnika, zlecone zostanie Sekcji Psychologów KWP zbadanie środowiska pracy/służby.
– W tej ankiecie wyszło, że 80 proc. wydziału ma konflikt z naczelnikiem. Wszystkie sytuacje mają związek z nim, a nie ma konfliktu między pracownikami – mówi jeden z naszych rozmówców.
– Podkreślamy, że będziemy sprawę monitorować i zapowiadamy m.in. przeprowadzenie kolejnej ankiety po kilku miesiącach, aby sprawdzić, czy sytuacja uległa poprawie – informuje kom. Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy KWP w Lublinie i dodaje: – Warto zaznaczyć, że policja, jako jedna z nielicznych instytucji, rozpatruje i podejmuje czynności w celu wyjaśnienia wszystkich uwag i skarg dotyczących działalności policji, również tych anonimowych.
Służbista i zakochana para
Są też policjanci, którzy naczelnika bronią.
– To osoba trudna w kontaktach. Specyficzna. Gość ma nastawienie typowo służbowe i właśnie to może się niektórym nie podobać. Do wszystkiego podchodzi regulaminowo – słyszymy. – Poza tym to człowiek, który nie ma mimiki twarzy. Ściana. Brak takiej pozawerbalnej komunikacji nie każdy dobrze odbiera. Ale to nie oznacza mobbingu!
– W wydziale pracuje ok. 80 osób i niektórzy nie mają żadnych problemów. Albo rozumieją sytuację. Izolowanie pracowników? Przecież mieliśmy covid. Uwagi co do stroju? Przecież w laboratorium trzeba chodzić w fartuchu. Kropki stawiane za spóźnienia? To chyba w pracy normalne – nasz rozmówca zbija kolejne zastrzeżenia. – Że facet ma plecy, bo naczelnikiem kadr w policji był jego ojciec? To było kilkanaście lat temu. Ma poparcie, bo szefem wydziału kontroli jest jego brat? Jest nim od pół roku, a poza tym ten wydział sprawą się nie zajmował.
W rozmowach przewija się też wątek obyczajowy.
– W laboratorium był taki romans. Pracownik pracował na jednym piętrze, a pracownica na innym. Oboje cały czas przesiadywali u niej. A potem była decyzja żeby panią przenieść do innego budynku, po drugiej stronie miasta. To z tym romansem zresztą nic wspólnego nie miało, bo chodziło o wprowadzenie ułatwień m.in. dla pokrzywdzonych. Tylko, że im się to nie spodobało – słyszymy.
Dalej pada sugestia, że to właśnie ta para „w zemście” zaczęła rozsyłać anonimy. – Bo przecież wcześniej skarg nie było!
– Były znacznie wcześniej – ripostuje jednak inny pracownik laboratorium, który odszedł z niego kilka lat temu. Przyznaje, że jednym z głównych powodów decyzji była atmosfera pracy stworzona przez naczelnika. – Wiem, że jeszcze zanim ten mężczyzna (który ma mieć romans – przyp. aut.) przyszedł do nas do pracy, to co najmniej dwie osoby chodziły do komendantów mówiąc o złej sytuacji. Sam byłem na takiej rozmowie z zastępcą komendanta i dwoma naczelniczkami. Tylko jedna z nich była zainteresowana kilkoma sytuacjami jakie przedstawiłem. Dopytywała. Widać było, że wie o sprawia i że miała wcześniejsze zgłoszenia.
– Jaki był efekt tego spotkania? – dopytuję.
– Reakcji nie było – mówi mężczyzna. – O tej sprawie wiedzą wszyscy. Nie tylko w Lublinie, ale nikt nic nie robi.
I dodaje: – Mimo to niektórzy starają się zmienić sytuację. Boją się, że nie wytrzymają psychicznie. Był już taki przypadek. Wielu musi się jednak troszczyć się o rodziny dlatego zaciskają zęby i biją brawo naczelnikowi. Ja temu człowiekowi dobrze życzę. Niech sobie szczęśliwie żyje, ale z dala ode mnie.
– Ten romans to głupota. Plotka – komentuje inna pracownica. – W laboratorium tak to jest, że wystarczy, że dwie osoby innych płci rozmawiają ze sobą i już się roznosi. Sama o sobie też to słyszałam, a przecież wiem najlepiej, że nic nie było na rzeczy. O takiej młodszej koleżance też słyszałam, że mieszka z kolegą z pracy. To też głupoty. Podobnie jak to, że przed tym rzekomym romansem skarg nie było. Były.
Plotki mają być tworzone na większość osób, które mają odwagę mówić głośno o nieprawidłowościach.
Problem współczesnej rzeczywistości
Na początku lutego Komendant Wojewódzki Policji w Lublinie wysłał do miejskich i powiatowych komendantów, kierowników komórek organizacyjnych i dowódców OPP pismo przypominające o wdrożonej „Procedurze Antymobbingowej, Antydyskryminacyjnej, Antykonflikotowej”.
– Mobbing i dyskryminacja w miejscu służby/pracy są problemami współczesnej rzeczywistości – pisze komendant Artur Bielecki. – Zjawiska te zagrażają atmosferze i wydajności pracy, dezintegrują zespół, prowadzą do apatii i braku inicjatyw oraz aktywności. (...) Sytuacje konfliktowe o charakterze mobbingu mają negatywny wpływ nie tylko na jakość i efektywność świadczonej przez osoby zatrudnione pracy, ale także na atmosferę stosunków interpersonalnych, stan zdrowia pracowników i ich ogólne samopoczucie psychiczne.
Naczelnik rozmawiać nie chce
Chciałam porozmawiać z naczelnikiem i poprosić go o ustosunkowanie się do zarzutów.
Rzecznik lubelskich policjantów stwierdził jednak, że „takiej praktyki nie ma” i to on odniesie się do sprawy, co też uczynił. 22 kwietnia o podjęte kroki spytałam też mailowo adresatów listopadowego anonimu.
Odpowiedziało tylko MSWiA odsyłając mnie do rzecznika Komendanta Głównego Policji. Ten także przekazał temat rzecznikowi lubelskiej Komendy Wojewódzkiej Policji.