- Bo moja praca to głównie podróżowanie, reportaż. A w reporterskich wędrówkach przeważnie jestem sam. W ogóle podróżnicy są samotnikami. Jeśli zaś już podróżując mam do czynienia z jakimś środowiskiem, to zazwyczaj męskim. Zresztą w tych kulturach, o których piszę, gdy przyjeżdża biały mężczyzna, lokalna społeczność wystawia jako swoją reprezentację, również mężczyzn.
• Trochę pokrętnie pan to wytłumaczył, ale powiedzmy, że przyjmuję to do wiadomości. A ile odbył pan podróży w swoim życiu?
- Oj, tego nie próbowałem policzyć. Na pewno setki...
• Ale czy więcej czasu spędził pan w Polsce, czy wędrując po świecie?
- Jeżeli chodzi o moje zawodowe życie, to więcej w podróżach. Bo podróże są dla mnie bardzo ważne. Podróżowanie to inspiracja, źródło materiałów do książek. To takie ładowanie akumulatora, a później w kraju jego wyładowanie: próba podsumowania, pisania i myślenia o tym. Dla mnie podróż jest bardzo ogromnym przeżyciem i obciążeniem zarazem, bo ja nie podróżuję jako podróżnik, ale podróżuję jako reporter. A to wymaga wielkiego przygotowania teoretycznego: poznania kultury, środowiska, gospodarki, historii kraju, do którego się jedzie...
• Jaki ma pan sposób na pisanie książek?
- Pisanie to sprawa bardzo indywidualna. Każdy pisze inaczej. Jedni rano, inni wieczorem. Powiedziałbym tak, że ilu jest pisarzy, tyle sposobów pisania.
• Ale ja pytam o pański sposób?
- W zasadzie piszę rano. Ale jest tak czasem, że trzeba siedzieć cały dzień. Bo ja piszę bardzo wolno i dla mnie napisanie strony dziennie jest bardzo dobrym wynikiem.
Bo sam proces twórczy to nie tylko pisanie, lecz równocześnie i myślenie, i czytanie. To jest po prostu pewien stan, który nie zawsze przychodzi i wtedy nic nie można napisać.
• I co pan wtedy robi?
- Nic nie robię. Siedzę i czekam, aż przyjdzie nastrój. Tak jak się czeka na przypływ morza nad brzegiem.
• Nad czym pan obecnie pracuje?
- Nad kolejną książką, która gdy powstanie, będzie takim samym zaskoczeniem i niespodzianką dla mnie, jak dla czytelników.
• Nie zdradzi pan rąbka tajemnicy, o czym będzie ta książka?
- No więc powiem, skoro pan już tak nalega, że pracuję nad tomem reportaży z Ameryki Łacińskiej i piątym tomem "Lapidarium”. Obydwie te pozycje powinny ukazać się w przyszłym roku.
• Czy pamięta pan, ile otrzymał nagród za swoje książki?
- Tego nie pamiętam, choć to zawsze przyjemne i ważne w dorobku pisarza dostawać nagrody, wyrazy uznania za pracę. Ale nagrody nie są najważniejsze, gdyż zawsze trzeba myśleć o tym, co się jeszcze zrobi, co napisze.
- Ja tego nie rozróżniam. Żyjemy w takiej epoce, którą wielki amerykański antropolog Clifford Geertz nazwał epoką gatunków zmieszanych. Zarówno pisarze jak i dziennikarze sięgają do wszystkich możliwych technik pisarskich, by jak najlepiej wyrazić, wypowiedzieć tekst.
• Przyjechał pan do Lublina na sympozjum poświęcone poszukiwaniu kultur na styku narodów z pogranicza. Pan sam pochodzi z kresów, z pogranicza. Czy to jakoś ukształtowało pańską osobowość, wywarło wpływ na sposób postrzegania świata?
- Myślę, że tak, ponieważ kresy to taki obszar wielokulturowy, a Pińsk, moje rodzinne miasteczko, było miejscem, w którym żyli obok siebie Polacy, Żydzi, Ormianie, Rusini, Litwini, Białorusini. To był taki świat, który żył własnym życiem, ale w którym nie odczuwało się żadnych różnic. Rozumiało się, że on po prostu taki jest, że świat jest pewną wspólnotą: religijną, kulturową, językową. Toteż moje podejście do świata w tym czasie było takie, że nasza planeta jest wspólnotą. Często, jeżeli mówię o ludzkości, to po prostu mówię nie ludzkość, a rodzina ludzka.
• Ale przyzna pan, że wydarzenia z 11 września w Ameryce zburzyły nasz obraz świata?
- Tak i musimy go ponownie odtworzyć. A nie wiemy jeszcze, jak to zrobić. Po raz pierwszy od zakończenia ostatniej wojny sytuacja na świecie jest tak dramatyczna. Ludzkość może wybrać albo drogę wojen międzycywilizacyjnych, albo zrozumienia i wzajemnego korzystania ze swojego dorobku. Niepokoi mnie, że w sytuacji, w jakiej znalazł się świat, tak mało słychać głosów troski i rozwagi.