18-letni Jakub niedawno skończył trzecią chemioterapię. 3 lata starszy Karol ma remisję. Jest przygotowywany do przeszczepu. Obaj leżą w szpitalu. Razem, na jednej sali. Obaj walczą z białaczką.
Ma 21 lat i pochodzi z Rozkopaczewa. Od września prawie bez przerwy przebywa w Lublinie na Oddziale Hematoonkologii, Transplantacji Szpiku i Chemioterapii w SPSK nr 1. To nie jest jego pierwszy pobyt w szpitalu. Kiedy był młodszy, leczył się w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Lublinie. Teraz białaczka dała o sobie znać po raz kolejny. Karol czeka na dawcę, dzięki któremu będzie możliwy przeszczep.
– Teraz jestem do niego kwalifikowany. Dowiedziałem się niedawno, że mam całkowitą remisję choroby – cieszy się Karol. – W takiej sytuacji podaje się chemię wprowadzającą to przeszczepu, czyli taką, która ma utrzymać tą remisję.
Karol ma nadzieję, że święta spędzi w domu. – Kiedy wychodzę ze szpitala, muszę unikać dużych skupisk ludzi, ale z najbliższymi mogę normalnie przebywać. Mogę widywać kolegów, zapraszać gości, byleby zdrowi byli. Ostatnio w domu nawet pojeździłem trochę samochodem. Tak mi się do tego tęskniło...
Ale przede wszystkim remisja oznacza, że Karol jest bliżej przeszczepu. – Nie mogę się już doczekać. To nowe życie – cieszy się Karol.
Czego sobie życzy na święta? – Właśnie tego, żebym został zakwalifikowany do przeszczepu. I jeszcze, żebym wyszedł ze szpitala. Żeby wreszcie zaczęło się coś dziać.
Jakub Górzyński
Ma 18 lat. Mieszka w Lublinie. Choruje na białaczkę. Wcześniej był aktywnym sportowcem i trenował siatkówkę. Jest już po trzeciej chemioterapii. – Dziś mijają trzy tygodnie, od kiedy jestem w szpitalu – wylicza Kuba, z którym rozmawialiśmy w poniedziałek. – Czuję się w miarę dobrze. Bardziej osłabiły mnie dwie pierwsze chemie. Miałem wysoką temperaturę ok. 40 st. C. Czułem się okropnie.
Kuba o swojej chorobie dowiedział się kilka miesięcy temu. – Zaczęło się w połowie lipca. Bardzo źle się czułem, długo spałem i wymiotowałem. Miałem też problemy z chodzeniem – opowiada Kuba. – Ponieważ w wakacje pracowałem, to myślałem, że jestem po prostu zmęczony. Później czułem się już tak źle, że z pracy musiałem zrezygnować. Zrobiłem też badania. 13 sierpnia pani doktor w przychodni powiedział mi, że mam bardzo niską hemoglobinę i muszę jechać do szpitala.
Diagnoza brzmiała jak wyrok: ostra białaczka szpikowa. Kuba najpierw trafił do Dziecięcego Szpitala Klinicznego, później do szpitala przy ul. Staszica. – 3 września miałem pierwszą chemię. Kiedy ją rozpoczynałem szpik był zaatakowany w 70 proc. Po chemii było to 40 proc. Teraz, po tej trzeciej, jeszcze nie znam wyników.
Kuba ma nadzieję, że zbliżające się święta spędzi w domu, z bliskimi. – Lekarz powiedział mi, że na 98 proc. wyjdę ze szpitala – 18-latek wierzy, że znajdzie się dawca i dostanie nowe życie. – Czego sobie życzę na święta? Dużo zdrowia. Jak to będzie, to wszystko inne się ułoży.
42 łóżka
– Nasi pacjenci nie przebywają cały czas w szpitalu. To cykliczne pobyty, więc jeśli tylko stan zdrowia na to pozwala, to staramy się, aby mogli spędzać święta w gronie najbliższych – przyznaje prof. Anna Dmoszyńska, kierownik Kliniki Hematoonkologii i Transplantacji Szpiku SPSK nr 1 w Lublinie. – Ale bardzo wielu pacjentów tylko czeka na święta, żeby właśnie wtedy dostać się do kliniki, bo jest więcej wolnych miejsc.
Z dostaniem się na ten oddział w szpitalu przy ul. Staszica w Lublinie nie zawsze jest łatwo. – Klinika hematoonkologii ma 42 łóżka, w tym 10 przeszczepowych. Ta liczba nie zwiększyła się od czterdziestu lat, a chorych przybywa. Staramy się, żeby czas oczekiwania nie był nigdy dłuższy niż trzy, cztery tygodnie. Ostre białaczki przyjmujemy w krótszym czasie, bo te osoby nie mogą czekać nawet miesiąca – zaznacza prof. Dmoszyńska.
Ludzie nie są obojętni
Zarówno w przypadku Kuby jak i Karola po postawieniu diagnozy szybko znalazły się osoby, które zaoferowały im swoją pomoc. Namawiały do oddawania krwi, której potrzebowali chorzy, m.in. w Internecie. Organizowali akcje w szkołach, koncerty i imprezy. – O tej pomocy dowiedziałem się od mamy – wspomina Karol. – Na początku to ona powiedziała innym osobom w naszej miejscowości, że mam nawrót choroby. Sąsiedzi i koledzy – ci którzy mogli – oddawali dla mnie krew. A później skontaktowałem się z kolegami, koleżankami i ze znajomymi z Lublina.
Pomagali też ludzie, którzy Karola osobiście nawet nie znali. – Do naszej miejscowości przyszedł nowy proboszcz. Pochodzi z okolic Garwolina – mówi Karol. – Kiedy dowiedział się o chorobie, to opowiedział o tym dziewczynom, które uczył w szkole w Garwolinie. I to one zaczęły organizować większe zbiórki, wciągnęły w to całą szkołę, a niedawno zorganizowały nawet koncert. A ja o wszystkim dowiedziałem z Facebooka.
Na portalu powstał profil "Krew dla Karola”. To z niego Karol i serki Internautów dowiadują się o kolejnych akcjach.
Szkoła też pomaga
W przypadku 18-latka z Lublina ruszyła "Pomoc dla Kuby”. Profil o takiej nazwie powstał też na Facebooku, który cały czas jest aktualizowany. Pojawiają się tutaj informacje o akcjach i koncertach. Cały czas rodzina i przyjaciele namawiają do oddawania krwi dla Jakuba i zapisywania się do Rejestru Niespokrewnionych Dawców Szpiku. W mieście są rozwieszane plakaty.
– Wiem, że dużo ludzi oddaje krew dla mojego brata – cieszy się Weronika Górzyńska, młodsza siostra Jakuba. – Ludzie zanoszą nawet zaświadczenia do szpitala.
7 grudnia zorganizowano Charytatywny Wieczór Mikołajkowy w domu kultury "Bronowice”. Można było oddać krew i wspomóc działalność Lubelskiego Hospicjum im. Małego Księcia, bo biletem wstępu był m.in. pluszaki.
18-latkowi pomagają również pracownicy i uczniowie Gimnazjum nr 5 w Lublinie, której absolwentem jest Jakub. – Kiedy dowiedzieliśmy się o chorobie Kuby postanowiliśmy także pomóc. Inicjatywa wyszła od jego byłej
wychowawczyni – zaznacza Stanisław Rodak, dyrektor Gimnazjum nr 5 w Lublinie, z którym rozmawialiśmy we wtorek. Tego dnia w szkole pojawili się pracownicy RCKiK w Lublinie. – Będzie można oddać próbkę krwi do badań. To pierwszy krok w poszukiwaniu potencjalnych dawców. Osiemnastu nauczycieli z naszej szkoły już się zgłosiło, by taką próbkę oddać. Bardzo mnie to cieszy. Bardzo bym chciał, aby był wśród nich dawca dla Kuby. Dziś mamy też zebrania z nauczycielami, który dowiedzą się o naszej inicjatywie i będą mogli się zgłosić.
Dawca poszukiwany
Kiedy nikt z rodziny chorego nie może zostać dawcą cała nadzieja jest w osobach, które są w rejestrze potencjalnych dawców szpiku lub niedługo do niego trafią. – Szansę na rodzinny przeszczep szpiku ma 25, góra 30 proc. pacjentów, którzy go wymagają – szacuje prof. Dmoszyńska. – Bardzo dobrze, że rozwijają się rejestry niespokrewnionych dawców, bo dzięki temu kolejnych 30-40 proc. może znaleźć dawcę. Im więcej osób w rejestrze, tym większe są na to szanse.
A ilu chorych na białaczkę potrzebuje tego rodzaju leczenia? – To zależy od chorego. Jeżeli to ostra białaczka i pacjent ma nie więcej niż 50 lat, to na ogół powinien być poddany przeszczepowi. Chyba, że nie uzyskujemy remisji lub są jakieś inne przeszkody. Pacjenci z przewlekłą białaczką, też powinni przejść przeszczep, jeżeli nie reagują na leki.
Specjaliści doceniają akcje, które zachęcają do oddawania krwi dla chorych na białaczkę, ale przede wszystkim do zgłaszania się do rejestru jako potencjalny dawca. – Takie oddolne inicjatywy to cenna rzecz – podkreśla Ewa Szafranek, zastępca kierownika Ośrodka Dawców Szpiku przy Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. – Ostatnio jest ich zdecydowanie więcej i spotykają się z większym zainteresowaniem. Informacje na ten temat docierają do co raz większej liczby osób i rozwiewają mity dotyczące oddawania szpiku, np. że pobiera się go w bolesny sposób z kręgosłupa.
Pomaganie nie boli
Zgłoszenie się do rejestru dawców jest bardzo proste. – Potencjalnymi dawcami mogą zostać pełnoletnie osoby. My rejestrujemy do 50 roku życie, ale są też takie rejestry, które przyjmują dawców do 55 lat – mówi Szafranek. – Osoba, która chce zostać dawcą, powinna zgłosić się do nas lub do innego punktu, w zależności od tego, gdzie mieszka. Najpierw wypełnia oświadczenie, potem ankietę na temat stanu zdrowia i przechodzi badanie lekarskie. To lekarz kwalifikuje ją do następnego etapu, czyli do pobrania próbki krwi.
Ta próbka przechodzi następnie badania, a później potencjalny dawca trafia już do rejestru. Jeżeli będzie odpowiednim dawcą dla jakiegokolwiek chorego, zostanie o to poproszony. W ten sposób Ośrodek Dawców Szpiku w Lublinie rejestruje co roku kilka tysięcy osób. W 2011 r. jego kontrakt z Ministerstwem Zdrowia opiewał na zarejestrowanie 2,5 tys. osób, w tym roku na 2 tys. Ale nawet jeśli roczny limit się wyczerpuje, to nikt nie odsyła chętnych z kwitkiem. W każdej chwili można dołączyć do rejestru. Co najwyżej próbka krwi, którą oddamy, zostanie przebadana z pewnym opóźnieniem.
Jak wygląda samo pobieranie komórek do przeszczepu szpiku? – Pierwsza metoda polega na nakłuwaniu talerza kości biodrowej w znieczuleniu ogólnym. Po takim zabiegu dawca może czuć tylko niewielki dyskomfort. Wiąże się to z najwyżej trzydniowym pobytem w szpitalu – tłumaczy Szafranek. – Druga metoda polega na oddzieleniu komórek macierzystych z krwi obwodowej pobranej z żyły dawcy. Najpierw dawca dostaje przez kilka dni zastrzyki, które zwiększają ilość komórek macierzystych we krwi. Jedynym dyskomfortem może być tutaj konieczność przyjmowania tych zastrzyków.