Małe firmy z branży usługowej stanęły w obliczu kryzysu. Przedsiębiorcy nie zarabiają, ale muszą płacić rachunki, rosną też ich zadłużenia kredytowe.
Zakład fryzjerski
Pani Anna musiała zamknąć salon fryzjerski. – Był moim marzeniem. Miałam wrażenie, że teraz nastąpi jego rozwój – ubolewa Anna Szczepańczyk.
Firma męża pani Anny też nie może funkcjonować. Ale życie toczy się dalej.
– Mamy czworo dzieci w wieku szkolnym – dwóch licealistów i dwójkę dzieci w szkole podstawowej. Na pewno nie będziemy mogli sobie pozwolić na wiele rzeczy, ze względu na to, że są do zapłacenia opłaty i czynsze. Nie ukrywam, że przy dorastających dzieciach na jedzenie idzie sporo środków. Teraz to, co zostało odłożone na wakacje, pójdzie w salon. Odraczanie płatności nic mi nie da, pogłębi tylko zadłużenie – uważa pani Anna.
Firma transportowa
Rodzinna firma transportowa państwa Zaranowiczów z Dęblina działała nieprzerwanie przez 30 lat. Ale z wynajmu autokarów już się nie wyżyje.
– Mam odwołane zlecenia do końca maja, jeżeli sytuacja się nie zmieni, to przestój będzie dłuższy. W kalendarzu wykreślone mam dosłownie wszystko, każdy wyjazd, każdą wycieczkę – mówi Kamil Zaranowicz.
Firma pana Kamila największe zyski miała wiosną. – To miesiące, które dają nam zarobić na przetrwanie całego roku. Szczyt sezonu. Wtedy mieliśmy najwięcej wycieczek szkolnych i po prostu wycieczek po kraju i za granicę. W ciągu trzech, czterech miesięcy zarabiamy na znaczną część roku. Kalendarz świeci pustkami. Teraz nikt nie dzwoni, telefon jest głuchy. Ewentualnie są to telefony dotyczące rezygnacji z wyjazdu.
Firma była jedynym źródłem utrzymania rodziny. – Mając firmę transportową trzeba mieć na uwadze koniunkturę rynku i jakieś zabezpieczenie finansowe dzieci. Jednak nie jest to zabezpieczenie pozwalające przetrwać rok na rynku bez zleceń. Myślimy o przetrwaniu najbliższych miesięcy.
Restauracja
Kryzys dopadł także branżę gastronomiczną. Nie wszystkie restauracje są w stanie generować zysk poprzez dania na wynos. Wiele z nich stanęło na granicy bankructwa.
Pani Ewa prowadzi restaurację od 14 lat. – To sposób na życie. Restauracja to jest praca z ludźmi i dla ludzi. Pusta restauracja bez gości to jest miejsce, które kompletnie nie ma sensu. Restauracja bez zespołu, to też miejsce, które jest fikcją. Najważniejsze dla mnie jest utrzymać zespół, z którym pracuję od dobrych kilku lat. Z dnia na dzień zostaliśmy pozbawieni pieniędzy, jednocześnie ze wszystkimi stałymi kosztami – mówi Ewa Wińska, która prowadzi Winiarnię „Nad Jeziorem”.
– Kwestia plajty to nie jest pół roku, tylko kwestia miesiąca, kiedy nie zarabiając, pogrążamy się finansowo – dodaje.
Nadzieja
Czy małe firmy są w stanie przetrwać? Co może pomóc w ich dalszym funkcjonowaniu? Póki co, mogą korzystać z ulg dotyczących składek ZUS-u oraz niewielkich udogodnień podatkowych.
– Odczuwam duży stres, całe moje życie to jest fryzjerstwo. Od dziecka. Nie wyobrażam siebie w innej pracy – mówi Anna Szczepańczyk.
– Tego dziwnego czasu, który mamy, nie można zaprzepaścić. Musimy z tego jak najwięcej wyciągnąć dla siebie. Doceniać swoje rodziny, wspierać się nawzajem i pamiętać o dzieciach, dla których to też trudna i nowa sytuacja – kwituje Ewa Wińska.