Czy możliwe byłoby dwudzieste wcielenie ekranowe Jamesa Bonda, gdyby nie samochody, które ratują życie agenta Jej Królewskiej Mości? Z pewnością nie. Czego to więc nie wymyślał słynny Q, by ułatwić Bondowi wykonanie zadania, od pierwszego filmu „Dr No”, po najnowszy „Śmierć nadejdzie jutro”.
Z sunbeama Bond przesiadł się już w 1964 r., do prestiżowej marki: aston martin DB5. Jeździł nim w „Goldfingerze” i „Operacji Piorun”, ale także po trzydziestu latach przerwy w „GoldenEye” i „Jutro nie umiera nigdy”. Model ten produkowany od 1963 r. doczekał swego powrotu w 1995, oczywiście by udowodnić w pościgu swą wyższość.
Uważany za najsłynniejszy samochód na świecie i utożsamiany wręcz z agentem 007, trafił on do prywatnej kolekcji, skąd został przed pięcioma laty skradziony. Nic dziwnego, bo poza walorami sentymentalnymi, każdego złoczyńcę cieszyłyby zmieniane ze środka tablice rejestracyjne (szwajcarskie, angielskie i francuskie), karabiny maszynowe za światłami pozycyjnymi, wytwornica zasłony dymnej, możliwość rozlania oleju na drogę, standardowe kuloodporne szyby i jeszcze pancerna płyta za tylną szybą. Mało? Katapulta dla niepożądanego pasażera, radar, urządzenie do niszczenia kół równolegle jadącego samochodu.
Kolejnym pojazdem była, przełamując po raz pierwszy hegemonię brytyjskich marek, toyota. Specjalnie dla filmu „Żyje się tylko dwa razy” (1967) zbudowany został w dwóch egzemplarzach. Model 2000 GT z dość małą ilością bajerów – bo tylko z kolorowym monitorem oraz kamerami z przodu i z tyłu.
„W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” Bond znów wraca do aston martina DBS, ale ten samochód źle się kojarzy, bo ginie w nim jego filmowa żona.
W filmie „Diamenty są wieczne” pojawia się 400-konny mustang fastback, model 1971, z którego Bond przesiada się z pojazdu księżycowego, by udowodnić, że auto potrafi jeździć na dwóch kołach.
Po kolei zjawiają się później dwa lotusy – esprit i turbo esprit. Pierwszy gra w „Szpieg, który mnie kochał”, a drugi w „Tylko dla twoich oczu”. Esprit był jednocześnie łodzią podwodną z peryskopem, torpedami, minami, rakietami woda-powietrze. Ten drugi miał z kolei zabezpieczenie antywłamaniowe polegające na samozniszczeniu – co zademonstrowano na filmie.
I znów powrót do aston martina vantage i volante V8 w filmie „W obliczu śmierci” (1984). Jak określił go Q – samochód „uzimowiony”, bo z płozami śniegowymi, oponami z kolcami, ale też z napędem rakietowym, laserem w felgach i mechanizmem autodestrukcji, rzecz jasna użytym w filmie.
W 1995 r nadeszła era BMW. Pierwsze w „GoldenEye” pojawiło się BMW Z3 roadster z kuloodpornym nadwoziem, spadochronami używanymi do hamowania, Stingerami i systemem nawigacji satelitarnej. Dla złagodzenia złych skojarzeń jakie wywołała niemiecka marka wśród przywykłej do brytyjskich samochodów widowni (a było to w dodatku rok po przejęciu przez BMW Rovera), Bond jeździł w tym filmie także wspomnianym aston martinem DB5. Podobnie dwa lata później w „Jutro nie umiera nigdy”, brytyjski klasyk gra, obok (ale w cieniu) lekkiego wozu pancernego, na jaki przerobiono limuzynę BMW 750 iL. Kuloodporne szyby, przecinarka do lin, samonaprawiające się opony, rakiety na dachu, wysypywane na drogę kolce, zabezpieczenie auta przed niepożądanymi ciekawskimi gazem od wewnątrz a prądem elektrycznym od zewnątrz i możliwość kierowania przy pomocy telefonu komórkowego, to „zestaw dyżurny’” agenta. Raz jeszcze BMW jako model Z8 pojawia się na planie zdjęciowym „Śmierć to za mało” (1999). Tym razem Bonda chronią pancerz z tytanu, możliwość przechwytywania i zakłócania połączeń oraz zdalne sterowanie autem przez komórkę, jak w poprzednim 750 iL.
Obecny Bond wrócił do brytyjskich korzeni. Wprawdzie marki samochodów występujących w „Śmierć nadejdzie jutro” należą obecnie do amerykańskiego koncernu Forda, ale spuśćmy na to zasłonę. Agent JKM ma do dyspozycji aston martina vanquish V12 – prawie 6-litrowy silnik, 450 KM mocy i wyposażenie w standardzie á la Bond, czyli rakiety, karabiny i inne środki zdalnego przymusu. Jego przeciwnicy jeżdżą jaguarem XKR convertible – 4-litrowym, 8-cylindrowym 370 KM. Rozpędza się do 100 km/h w 5,3 sek, czyli o całe 0,3 sek wolniej niż auto Bonda, więc zrozumiałe, że „źli” muszą przegrać.
Z kolei przyjaciółka Bonda pojawia się w fordzie thunderbird, a koncern wykorzystał okazję by zademonstrować jeszcze takie modele jak np. forda streetka czy volvo S80 i S60. Ciekawe czy te ostatnie dlatego, że szwedzka marka kojarzy się także z filmowym pogromcą przestępców, też zresztą Brytyjczykiem, Simonem Templarem „Świętym”?
A Bond i Święty, to dopiero byłby duet! Pewnie lepszy niż nasz qwintet, czyli czterech pancernych i pies oraz Rudy 102...