TURBO ring to pierwszy w Polsce teleturniej motoryzacyjny. Zawodnicy rozwiązują najróżniejsze zagadki, odpowiadają na pytania z dziedziny motoryzacji. Sprawdzają się też w praktyce, w jeździe samochodami. Do finału trafiły dwie osoby. A nagroda jest tylko jedna. Zwycięzca odjedzie nową mazdą 2.
• Skąd pomysł na zgłoszenie się do programu?
- Motoryzacja jest moją wielką pasją. Postanowiłem spróbować. Wysłałem SMS-a. Po przejściu wstępnych eliminacji zostałem zakwalifikowany razem z 80 osobami do dalszej rywalizacji. Później czekały mnie testy i zadania teoretyczne i praktyczne z dziedziny motoryzacji. Nie było łatwo, ale udało się znaleźć wśród finałowej szesnastki, która wzięła udział w programie.
• Od kiedy zaczęła się pana pasja motoryzacyjna?
- Już jako dziewięciolatek zacząłem się poważnie interesować samochodami. Pamiętam, że siadałem na kolanach u taty i jeździliśmy tak samochodem. A w wieku 15 lat już sam prowadziłem samochód. Oprócz tego czytałem wszystko, co ukazywało się w prasie motoryzacyjnej. Z czasem, w Niemczech, zrobiłem sobie licencję na cartingi.
• Jakie konkurencje w teleturnieju pana zaskoczyły?
- Dosyć ciekawa była konkurencja jazdy maluchem z zamontowanym odwrotnie układem kierowniczym. Musiałem zaparkować nim do garażu. Dla utrudnienia musiałem to zrobić wjeżdżając tyłem, bez lusterek. Doświadczenie i opanowanie było tutaj niezbędne.
• Czy pana przeciwnicy byli dobrze przygotowani do zawodów?
- Tak, była duża konkurencja. Trzeba być bezwzględnym, nie dopuszczać do słowa przeciwników. Przekonałem się o tym w pierwszym nagraniu, kiedy zawodnik mnie wyeliminował i odpadłem z programu. Wróciłem, bo zdobyłem dużą liczbę punktów, a jedna osoba musiała zrezygnować z udziału w dalszej grze. O moim powrocie do turnieju zadecydowali organizatorzy programu.