Od wczoraj kupujący olej opałowy muszą składać oświadczenie, że użyją go do celów grzewczych, a nie wleją do baku samochodu. Ministerstwo Finansów chce w ten sposób zwalczać kierowców, którzy zamiast oleju napędowego używają opałowego. Dlaczego? Bo na każdym litrze oleju opałowego można zaoszczędzić złotówkę.
Wyprodukowanie litra oleju opałowego kosztuje tyle samo co oleju napędowego. Ale na stacjach paliw litr oleju napędowego kosztuje ok. 2,60 zł. Litr oleju opałowego – 1,60 zł. – Olej opałowy ma służyć do grzania. Żeby zachęcić ludzi do korzystania z tego paliwa, państwo obłożyło go mniejszym podatkiem akcyzowym. Stąd różnica ceny – tłumaczy Mirosława Malesa, z biura prasowego Ministerstwa Finansów.
Olej opałowy niewiele różni się od napędowego. Dlatego kierowcy coraz częściej leją go do baków. Kilka lat temu widoczna był wyraźna różnica w ilości oleju opałowego sprzedawanego w miesiącach zimowych i letnich. – Teraz poziom sprzedaży jest stały, bez względu na porę roku – twierdzi Serwa.
Ministerstwo chce uszczelnić system obrotu olejem. Mają w tym pomóc oświadczenia. Będą je zbierać sprzedający olej opałowy. Ma ono zawierać deklarację, że olej będzie użyty do celów opałowych. Oraz imię i nazwisko kupującego, adres, numer pesel, ilość kupowanego oleju, typ pieca (jeśli jest zainstalowany poza miejscem zameldowania kupującego). – To niezgodne z ochroną danych osobowych. Ale nie mamy wyjścia będziemy żądać takich oświadczeń – podkreśla Serwa.
Kontrolą oświadczeń zajmą się urzędy skarbowe. Będą miały na to pięć lat. Jeśli firma sprzeda więcej oleju opałowego niż ma pokrycia w oświadczeniach, to dopłaci budżetowi różnicę akcyzy między olejem opałowym i napędowym.
– Karany powinien być użytkownik, który wykorzystuje olej opałowy w celach innych niż grzewcze, a nie sprzedawca. Rozporządzenie ministerstwa jest absurdalne – dodaje Serwa.