Gdy jego ford A z 1929 roku przejeżdża ulicami Puław, Lublina, czy Kazimierza Dolnego, przechodnie odwracają głowy, machają do kierowcy i unoszą kciuki w górę. Leszek Bernat, mechanik i konstruktor aut z Góry Puławskiej to prawdziwy pasjonat, który uwielbia przywracać do życia legendarne samochody.
Ford, który dzisiaj służy jako limuzyna dla nowożeńców i ozdoba lokalnych festynów, przez ponad 50 lat stał zakurzony w szopie położonej w środkowych Stanach Zjednoczonych, dziesiątki kilometrów za Chicago.
Jego drewniany szkielet zgnił, blacha zardzewiała, tapicerka z biegiem lat się podarła, a części mechaniczne wymagały kompleksowej regeneracji. Ale jego poprzedni właściciel ani myślał go sprzedawać. To była jego rodzinna pamiątka. Plany przywrócenia forda do stanu używalności pokrzyżowała wojna w Wietnamie i śmierć syna jego właściciela. Przełom nastąpił 12 lat temu, kiedy do Illinois zawitał Leszek Bernat, mechanik spod Puław.
W garażu
Nasz bohater od dziecka interesował się motoryzacją. Miał trochę ponad 10 lat, gdy naprawił swój pierwszy pojazd, stary motocykl marki WFM.
Do mechaniki miał wrodzony talent, który poparty edukacją zakończył się otworzeniem w Górze Puławskiej własnego zakładu. Pracą była naprawa aut klientów, a przyjemnością po godzinach: tworzenie własnych konstrukcji na bazie dostępnych części i odrestaurowywanie klasyków.
Przez jego garaż przewinęły się między innymi legendarne mercedesy, chevrolet corvette i szereg innych. Na początku lat 90-tych jednym z klientów była nawet polska załoga rajdu Paryż-Dakar, która potrzebowała kilku usprawnień dla swojej terenówki. W garażu Leszka Bernata można znaleźć m.in. własnego pomysłu kabriolet typu „buggy”.
Gwiazdą kolekcji jest jednak znacznie starszy pojazd. To polakierowany na czarny i wiśniowy kolor ford A w unikatowej, czterodrzwiowej wersji „murray”. Samochód udało mu się kupić od jego amerykańskiego właściciela w 2008 roku.
Trzy biegi i dusza
– Nie był tani, ale poza ceną, jaką należało za niego zapłacić, musiałem obiecać, że go nie przerobię, nie obetnę dachu itd. Obiecałem, że odrestauruję go zachowując jak najwięcej z tego, co oryginalne. Prace trwały trzy lata, bo zajmowałem się nim po godzinach. Uważam, że udało mi się doprowadzić ten samochód do takiego stanu, w którym jeszcze nie był. Dzisiaj, chociażby ze względu na wyjątkowy lakier mojego pomysłu wygląda lepiej, niż wtedy, gdy opuszczał fabrykę – opowiada Leszek Bernat.
Mechanik-konstruktor zapewnia, że auto jest oryginalne w 99 procentach. Otrzymało nową, drewnianą ramę z orzechowego drewna, tapicerkę z jasnej alcantary, przeszło gruntowny remont silnika oraz większości pozostałych części. Zyskało również dodatkowe lampy oświetleniowe i kierunkowskazy (ze względu na przepisy ruchu drogowego), co wymusiło wymianę alternatora i podniesienie napięcia z 6 do 12 Volt.
Samochód posiada trzybiegową skrzynię, uchylaną przednią szybę, którą pan Leszek nazywa „klimatyzacją” oraz coś, czego brakuje współczesnym produktom motoryzacji: duszę.
Pali około 25-30 litrów na 100 kilometrów i rozpędza się do ok. 70 km/h. Ciekawostką jest fakt, że auto nosiło dziury po kulach.
Obietnica nadal obowiązuje
– Zostało wyprodukowane pod koniec lat 20-tych w USA więc podejrzewam, że mogło brać udział w jakiś gangsterskich porachunkach w czasie prohibicji – przekonuje właściciel. Żeby legenda była pełniejsza, na tylnym siedzeniu wozi replikę karabinu maszynowego.
Ford dzisiaj służy głównie jako oryginalna limuzyna dla nowożeńców i ozdoba miejscowych festynów, jak Święto Truskawki w Górze Puławskiej, czy Święto Róż w Końskowoli. Gdziekolwiek zaparkuje, wzbudza powszechne zainteresowanie.
– Początkowo sprawiało mi to przyjemność. Raekcje zawsze są bardzo pozytywne, ludzie odwracają głowy, podnoszą kciuk, podchodzą, robią sobie przy nim zdjęcia, pytają. Historię tego samochodu opowiedziałem już niezliczoną ilość razy. Dzisiaj podchodzę do tego z większą obojętnością, ale ta ciekawość wcale mnie nie dziwi. Sam reaguję podobnie, gdy widzę inne klasyczne auto – mówi nasz bohater. Jak przekonuje, drugiego forda „murraya” w takim stanie, jak jego, na pewno nie ma w naszym kraju, a prawdopodobnie także w całej Europie.
Jeśli chodzi o forda, to Leszek Bernat nie przewiduję w nim żadnych zmian. Obietnica złożona poprzedniemu właścicielowi nadal obowiązuje.
– Gdy ten Amerykanin zobaczył zdjęcia swojego dawnego auta po odnowieniu, płakał ze wzruszenia. Cieszył się, że jego marzenie, którego sam nie był w stanie spełnić, udało się zrealizować.
Nowy projekt
Pan Leszek nie spoczywa jednak na laurach i zabiera się właśnie za swój kolejny projekt, którym będzie budowa własnego kampera.
Pojazd powstanie na bazie zakupionego już fiata ducato. Większość jego wyposażenia, jak składane blaty, łóżko, umeblowanie, instalacja elektryczna, drzwi, powstanie w garażu w Górze Puławskiej.
– Chciałbym zdążyć na najbliższe wakacje, żeby pojechać nim na Mazury – zapowiada konstruktor. W planie jest już nowy, tylny bagażnik na rowery, instalacja solarna na dachu itp. Lakier będzie w kolorze stalowym.