Czy każda internetowa dyskusja prowadzi w pewnym momencie do wyzywania się od nazistów lub porównań oponenta do Hitlera? Naukowcy przeprowadzili badania nad tym zagadnieniem.
Amerykański prawnik i pisarz Mike Godwin sformułował w roku 1994 humorystyczne spostrzeżenie dotyczące grup dyskusyjnych. Mówi ono, że „w miarę jak dyskusje w internecie robią się coraz dłuższe, prawdopodobieństwo, że ktoś zostanie porównany do Hitlera, albo jakiejś innej analogii do nazizmu, rośnie”.
Choć badanie może wydawać się żartobliwe, może mieć ważne konsekwencje w socjolingwistyce i naukach o komunikacji. Widzimy specyficzną, lokalną kulturę poszczególnych wątków: w tych najpopularniejszych dyskutujące osoby wytwarzają własne normy behawioralne, słowniki i leksykony, które stają się coraz węższe i rzadko przyjmują nowe słowa. Inaczej mówiąc, faktycznie można mówić o „bańkach internetowych”, przynajmniej w zakresie słownictwa.
Prawo Godwina zyskało powszechną popularność, ponieważ w kulturze zachodniej Hitler i naziści są często uważani za ostateczny punkt odniesienia dla zła, a kultura internetowa jest często postrzegana jako toksyczna, dzieląca i napędzane konfliktami.
Jednak choć Prawo Godwina jest często traktowane jako aksjomat, nie zostało opracowane na podstawie obserwacji, ani też nie zostało zweryfikowane za pomocą szeroko zakrojonych i systematycznych badań.
Zespół naukowców pod kierunkiem prof. dr hab. Dariusza Jemielniaka z Akademii Leona Koźmińskiego wykorzystał możliwości, jakie daje internet, do zbadania trafności „prawa Godwina” w praktyce. Przebadał blisko 199 milionów konwersacji na Reddicie (uważanym za największą platformę poświęconą dyskusjom ) i pokazał, że w dającej się analizować rzeczywistości prawo Godwina (analogii do Hitlera) nie działa. Autorzy badań zauważyli bowiem, że prawdopodobieństwo zauważenia terminów „nazista” lub „Hitler” faktycznie spada znacznie wraz z długością rozmowy.
Ponadto powszechnie uważano dotychczas, że do „argumentum ad Hitlerum” ucieka się zazwyczaj osoba, która przegrywa w dyskusji, a zatem porównania z nazistami są sygnałem końca rozmowy. Chociaż przy dużym zbiorze danych trudno określić, czy dyskusja na dany temat zakończyła się, czy nie – autorzy zaobserwowali wyraźny wzrost długości rozmowy, gdy pojawiają się słowa „Hitler” lub „nazista”.
Biorąc pod uwagę, że obie te obserwacje kwestionują powszechnie akceptowane i intuicyjne truizmy, temu samemu zestawowi testów zostały poddane również inne słowa (na przykład „f.ck”, „sh.t”, „Republican”, „Democrat”, „Obama”, „Trump”, „Hillary”, „Clinton”), których wpływ na rozmowę okazał się słabszy. Uzyskane wyniki sugerują, że nie jest nieuniknione, że dyskusje ostatecznie prowadzą do reductio ad Hitlerum i że takie porównania nie są „zabójcami rozmów”.
Ponadto wyniki sugerują, że możemy nie doceniać tego, jak bardzo dyskusje mogą mieć ograniczone słownictwo, gdy się przeciągają i koncentrują na określonym zagadnieniu, a nie dygresjach. Wszystkie te obserwacje prowokują pytania do dalszych badań – zaznaczają autorzy.
Przy okazji dostrzegli częste współwystępowanie słów „f.ck”, „sh.t” i „Trump”.
Pod postem prof. Jemielniaka na Facebooku odezwał się sam Mike Godwin, zarzucając naukowcowi niewłaściwą metodykę badań. Po krótkiej acz burzliwej dyskusji Jemielniak napisał, że idzie słuchać Wagnera, a Godwin prawdopodobnie go zablokował.
Prof. Dariusz Jemielniak dostał grant na swoje badania z Narodowego Centrum Nauki. Wcześniej badał między innymi, czy modlitwa wstawiennicza (o czyjeś zdrowie) może mieć wpływ na wydłużenie życia.