Trzy lubelskie spółki mogą wejść do państwowego molocha: Krajowej Grupy Spożywczej. Dla rolników ma to być szansą na wyższe ceny w skupach, dla klientów - na niższe w sklepowych półkach. A może – jak uważają krytycy – chodzi wyłącznie o nowe posady dla działaczy PiS?
Według naszych informacji do państwowego holdingu spożywczego miałyby wejść m.in. Fabryka Cukierków Pszczółka (głównie z racji tego że jest spółką-córką Krajowej Spółki Cukrowej, która ma być filarem tworzonej grupy), Zamojskie Zakłady Zbożowe (ich właścicielem jest państwowy Elewarr) oraz prawdopodobnie Lubelski Rynek Hurtowy Elizówka.
W założeniu KGS ma ograniczyć rolę pośredników pomiędzy producentami rolnymi a sieciami handlowymi. Skorzystać mają i rolnicy (lepsze ceny w skupie), i klienci sklepów spożywczych (niższe ceny na półkach).
– Uważam, że to ciekawe przedsięwzięcie – mówi Grzegorz Wróbel, prezes Pszczółki. – KGS będzie kontrolowała całą drogę: od materiału siewnego, poprzez skup, przetwórstwo do finalnego produktu i sprzedaży, a tym samym wpływać na ceny, jakie otrzymuje rolnik za swoje produkty i jakie klient płaci w sklepie.
Decyduje przecież rynek
Czy to może się udać? Zbigniew Chołyk, prezes owocowej grupy producenckiej Stryjno-Sad z Kawęczyna koło Piask, zwraca uwagę na ogromne rozdrobnienie polskiego rolnictwa, co ogranicza skuteczną konkurencję z pośrednikami i sieciami handlowymi. Tymczasem w Niemczech aż 95 proc. całego obrotu surowcami rolnymi odbywa się poprzez spółdzielcze giełdy rolne.
– Dlatego my już 20 lat temu założyliśmy naszą grupę, zainwestowaliśmy w to pieniądze i czas, bo tylko takie oddolne inicjatywy mają sens w walce o lepsze ceny. Natomiast są rolnicy, którzy niejako mają zapisane w genach, że potrzebują sterowania, że ktoś musi się nimi opiekować. Być może właśnie dla nich jest ta Krajowa Grupa Spożywcza – mówi prezes Chołyk. Zaznacza jednak, że nie wierzy w to, że powstanie KGS spowoduje, że rolnik dostanie lepsze pieniądze, a klient mniej zapłaci w sklepie.
To wszystko reguluje rynek, a nie jakiś państwowy twór – komentuje.
Tona kapusty? To nie przejdzie
Jacek Bury, senator Polski 2050 z Lublina, a także wspólnik i prezes spółki Bury, jednego z największych dystrybutorów owoców i warzyw w Polsce (prawie 390 mln zł przychodu w 2020 roku), nie ma wątpliwości, że powołanie KGS to zabieg wyłącznie polityczny i PR-owy:
– Po pierwsze, żeby uspokoić rolników, bo rzekomo będą mieli wyższe ceny skupu, a dzięki temu PiS utrzyma i zyska elektorat na wsi. Po drugie żeby koledzy z partii mogli się uwłaszczyć na majątku tworzonej grupy spożywczej, bo są to przecież nowe stanowiska i pensje – komentuje.
Według przedsiębiorcy na rynku spożywczym jest ogromna konkurencja pomiędzy dyskontami, co odbija się na cenach w skupach.
– Dlatego uważam, że rolnicy powinni łączyć siły, zakładać spółdzielnie, tworzyć duże i silne podmioty, które mogłyby oferować jednolity towar i dzięki temu osiągać korzystne ceny. Bo mnie jako pośrednikowi, który musi odebrać towar, potem go posortować, zapakować, a na koniec dostarczyć do sklepu, nie będzie się opłacało jechać z transportem do kogoś, kto ma do sprzedania tonę kapusty – wyjaśnia obrazowo prezes Bury.
Bo będą pieniądze na rozwój
Bardziej optymistycznie do pomysłu podchodzą szefowie lubelskich spółek, które mają wejść do spożywczej grupy.
Piotr Błażewicz, wiceprezes Zamojskich Zakładów Zbożowych (48,7 mln zł przychodu, zysk 262 tys. zł w 2020 roku) nie ma wątpliwości, że dla tej spółki wejście do KGS ma sens.
– Przede wszystkim zyskalibyśmy dostęp do środków na inwestycje, bo do tej pory jako podmiot państwowy byliśmy wyłączeni z finansowania zewnętrznego, choćby unijnego – mówi Błażewicz. – A inwestycje są nam niezbędne. Myślę przede wszystkim o znacznym zwiększeniu możliwości naszego młyna: w tej chwili jego dobowa produkcja to 100 ton mąki, a chcemy, by było to 230-260 ton. Potrzeba jednak na to około 12-14 mln zł.
ZZZ, które produkują mąkę dla handlu i gastronomii, nie mają żadnych problemów ze zbytem. – 100 proc. produkcji sprzedaje się na pniu – zaznacza wiceprezes. – Dzięki temu nasz zysk za ubiegły rok jest najlepszy w historii zakładów (do czasu jego zatwierdzenia nie chce go ujawniać – red.).
Bo musimy się utrzymywać
– Wiem, że do Krajowej Grupy Spożywczej mają wejść rynki hurtowe z całej Polski, ale na razie nie mamy konkretnych informacji na temat – przyznaje Artur Niczyporuk, prezes LRH Elizówka. – Niemniej jesteśmy otwarci na takie rozwiązanie, bo mimo że jesteśmy spółką z kapitałem skarbu państwa (blisko 90 proc. - red.), to musimy sami się utrzymywać. Dlatego każde dodatkowe źródła przychodu są dla nas istotne. Mamy zaplecze logistyczne, doświadczenie i naszą rolę w KGS widzę właśnie w pośrednictwie w obrocie produktami rolnymi.
Prezes Niczyporuk przypomina, że dwa lata temu Elizówka brała udział w interwencyjnym skupie owoców, m.in. w Motyczu i Poniatowej, dzięki czemu producenci mogli dostać więcej pieniędzy.
Pomysł nie jest nowy
Krajowa Grupa Spożywcza, do której wejdzie 15 państwowych spółek, ma zostać oficjalnie powołana w najbliższych dniach. Jej obroty wyniosą nawet 3,5 mld zł. Nie jest to nowy pomysł, bo o utworzeniu grupy mówi się już od 2015 roku.