Lekarka z pogotowia nie pomogła pacjentowi leżącemu na ulicy - alarmują policjanci i zawiadamiają prokuraturę. Śledczy sprawdzają, czy kobieta naraziła zdrowie nietrzeźwego, ale i chorego pacjenta. – Szpital to nie izba wytrzeźwień – bronią lekarki jej przełożeni
Chodzi o interwencję, do której doszło 26 czerwca w Poniatowej. Policjantów wezwano wtedy do człowieka, który leżał na schodach przed sklepem. Mężczyzna był pijany.
– Na miejscu okazało się, że człowiek ten jest znany policjantom. Zatrzymywali go już wcześniej, kiedy był pod wpływem alkoholu – dodaje Marcin Gentelman z Komendy Powiatowej Policji w Opolu Lubelskim.
Zatrzymany miał wówczas trafić do policyjnej celi, jednak nie zgodził się na to lekarz. Okazało się, że mężczyzna cierpi na groźne dla życia schorzenie i powinien trafić do szpitala.
– Podczas czerwcowej interwencji mundurowi postanowili więc od razu wezwać karetkę pogotowia – wyjaśnia Gentelman. – Przekazali lekarce informacje o stanie zdrowia pacjenta. Byli bardzo zdziwieni, ponieważ lekarka nie była tym zainteresowana i odmówiła zabrania człowieka do szpitala.
Z mężczyzną leżącym na schodach nie było kontaktu. Z relacji mundurowych wynika, że lekarka szybko obejrzała mężczyznę, po czym stwierdziła, że jest pijany i odjechała razem z sanitariuszami. Mundurowi sami zajęli się pacjentem i zawieźli go do szpitala. Poinformowali o sprawie prokuraturę i przełożonych lekarki.
– Pani doktor, która dyżuruje w naszym centrum w Dziale Pomocy Doraźnej, zbadała tego człowieka na miejscu i wypisała dokumentację. Z jej opinii wynikało, że nie ma ani zagrożenia życia, ani też pacjent na ten moment nie wymagał pogłębionej diagnostyki – zapewnia Beata Kocięcka, prezes Powiatowego Centrum Zdrowia w Opolu Lubelskim. – Człowiek ten od tego dnia kilkukrotnie był pacjentem izby przyjęć, każdorazowo z powodu upojenia alkoholowego.
W lecznicy wyliczono, że tylko w czerwcu lekarze oraz ratownicy pogotowia interweniowali wobec pacjenta 16 razy. W interwencjach niejednokrotnie uczestniczyli policjanci.
– Pacjent podczas pobytów w izbie przyjęć jest agresywny, dezorganizuje pracę, stanowi zagrożenie bezpieczeństwa i zagrożenie epidemiologiczne dla pozostałych pacjentów. Naraża ich na słuchanie obelg oraz niepotrzebny stres. Każdorazowo nie wyraża zgody na pobyt w szpitalu, zazwyczaj oddalając się samowolnie – dodaje Beata Kocięcka. Podobnie było i tym razem. Z nieoficjalnych informacji wynika, że po niespełna dobie mężczyzna wyszedł ze szpitala.
– Wszczęliśmy postępowanie w kierunku narażenia człowieka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – poinformowała nas wczoraj Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej. – Będziemy dokładnie wyjaśniać okoliczności zdarzenia.
Dochodziło już do tragedii
Ostrożność policjantów z Poniatowej nie była jednak bezpodstawna. Zdarza się bowiem, że podobne interwencje kończą się tragicznie. Tak było m.in. w lipcu, kiedy w lubelskiej izbie wytrzeźwień zmarł 37-letni mężczyzna. Okoliczności jego śmierci wyjaśnia prokuratura.
Do jednego z najgłośniejszych zdarzeń tego rodzaju doszło w 2012 r. Policjanci interweniowali wówczas wobec Jana Ł. z Lublina. Uznali mężczyznę za pijanego, tymczasem
53-latek godzinami konał z powodu krwiaka mózgu. Strażnicy miejscy nie wyczuli od Jana Ł. alkoholu, zatrzymali więc przejeżdżającą karetkę. Ratownik stwierdził,
że 53-latek jest pijany. Wezwał policję i odjechał. Ostatecznie mężczyzna po wielu godzinach trafił do SPSK 4 w Lublinie, gdzie zdiagnozowano u niego rozległego krwiaka mózgu.
Jan Ł. zmarł, zostawiając żonę i sześcioro dzieci.