Nawet trzem mężczyznom było ciężko go nieść, tak solidna jest konstrukcja przydrożnego krzyża, który zniszczył pijany kierowca. W Opolu Lubelskim trwa zbiórka na pokrycie kosztów materiałów zużytych do naprawy, bo wszyscy pracowali i pomagali społecznie.
Ulica Józefowska w Opolu Lubelskim, wszystkim osobom, które długo są związane z miastem albo interesują się jego historią, kojarzy z ostatnią drogą. Dawniej chodziły tędy kondukty pogrzebowe. Mniej więcej w połowie ulicy, przy skrzyżowaniu z ul. Nową stoi krzyż. Znów stoi, bo przez jakiś czas leżał, a przez jakiś czas w ogóle go nie było.
Jak wynika z ustaleń opolskich policjantów, w nocy z 16 na 17 czerwca 31-letni mężczyzna kierujący passatem uderzył w nieczynny słup energetyczny a następnie w krzyż. Auto dachowało. Kierowca nie doznał obrażeń, a po pobraniu krwi do badań okazało się, że miał 1,2 promila alkoholu. Został zatrzymany. Mieszkaniec powiatu opatowskiego jechał sam. Do zdarzenia miało dojść w wyniku kolizji z psem, który miał wybiec na szosę i dlatego kierujący stracił panowanie nad autem.
– Codziennie idąc do pracy mijam ten krzyż więc tym bardziej chciałem mieć choć mały wpływ na to, by wrócił gdzie jego miejsce – tłumaczy Michał Darowski, w którego sklepie zielarskim „Czuję Miętę" przy ul. Piłsudskiego 11 w Opolu można składać datki na pokrycie kosztów naprawy krucyfiksu. W akcji uczestniczył od początku i pomagał w pracach.
Za zbiórką funduszy i renowacją stoi Stowarzyszenie Głos Obywatelski Powiatu Opolskiego, które zmobilizowało grono osób, które zaangażowały się w miarę swoich możliwości.
– Jestem strażakiem ochotnikiem, o sprawie dowiedziałem się od radnego Marcina Buczka, który zmobilizował innych ochotników. Dla mnie to nie był problem, choć faktycznie nigdy na lawecie nie woziłem krzyża – wspomina Krzysztof Ciupak, który ma firmę z branży motoryzacyjnej i dysponuje takimi środkami transportu.
Trzech mężczyzn pomagało w odebraniu uszkodzonej konstrukcji z Opolskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego, gdzie była zdeponowana i dostarczeniu do warsztatu Zygmunta Winiarza. To on podjął się naprawy wygiętego krucyfiksu. Pracował społecznie ale jest jeszcze kwestia materiałów czy energii elektrycznej. Stąd pomysł na zbiórkę.
– Wbrew pozorom, naprawa krzyża nie była taka prosta, głównie z powodów ustalania właściciela oraz odpowiedzialności sprawcy. Niestety, jak się okazuje krzyż nie miał już właściciela, a miejsce, w którym był, to pas drogi wojewódzkiej. W związku z tym sprawca wypadku nie miał komu naprawić szkody, również nie miał kto wyegzekwować naprawy – tłumaczy Paweł Januszek ze stowarzyszenia goLOP i dodaje, że z instytucjami wydającymi pozwolenie na przeprowadzenie naprawy korespondowała Joanna Matras-Michalska.
– Naprawa trwała ze dwa tygodnie, z warsztatu pana Winiarza na miejsce montażu nie było daleko, gotowy udało się więc po prostu przenieść – mówi Marcin Buczek, który przyznaje, że nie bardzo wiadomo kiedy i z jakiego powodu krzyż przy ul. Józefowskiej się pojawił.
Solidna konstrukcja, którą ścięło auto nie ma żadnych znaków ani datowania. Do radnego docierały informacje jakoby mieli go robić pracownicy nieistniejącej cukrowni, w tamtejszym warsztacie. Z racji tego, że krucyfiks znajduje się w połowie drogi między kościołem a cmentarzem miały się przy nim zatrzymywać kondukty pogrzebowe.
– W wyniku uderzenia całkowicie zniszczone zostało bardzo już sfatygowane ogrodzenie i rośliny. Na razie teren jest tylko wyrównany, myślę, że z czasem okoliczni mieszkańcy posadzą tam jakieś kwiaty – komentuje radny.
Na razie mieszkańcy uśmiechają się na wieść o psie, który wpadł na jezdnię powodując całe zdarzenie. W ogóle nie wierzą w obecność czworonoga. I komentują, że istotnie jest tam zakręt, który kierowcy chcą pokonać zbyt szybko. Posesja pod drugiej stronie drogi co jakiś traci ogrodzenie i ma auta na swoim terenie.