Tego jeszcze nie było. Zdesperowani mieszkańcy przyszli na sesję w Opolu Lubelskim, bo nie mogą dojść do porozumienia z radnym. Przedmiotem sporu jest maszt telefonii, który ma się pojawić na jego polu. – Może ci postawią silos z bronią jądrową, jak nie wiesz co podpisałeś – ironizowali źli, że samorządowiec unika wyjaśnień na temat kontrowersyjnej inwestycji.
Ostatnią sesję Rady Miasta w Opolu Lubelskim można uznać za szczególną, bo była sesją absolutoryjną, a po drugie przyszli przedstawiciele mieszkańców sołectw Zadole i Ćwiętalka. Powód ich wizyty wzbudził konsternację.
Jak tłumaczyli, zostali oddelegowani, by zapytać radnego Adama Adamczyka o budowę masztu telefonii komórkowej. Inwestycja wedle ich wiedzy ma powstać na gruncie radnego pochodzącego z ich terenu.
A gdzie mamy pójść
Narzekali, że nie było żadnych konsultacji, radny, który na dodatek jest sołtysem w Zadolu, nie spotkał się z mieszkańcami i nie informuje co ma powstać, jakiej wysokości i mocy. Przyszli więc na sesję by to usłyszeć od samorządowca, bo ten ich zbywa mówiąc, że wszystko jest legalnie i nie ma o czym mówić - jego działka i może sobie robić co chce. Liczyli, że władze gminy, burmistrz im pomogą, bo ich zdaniem inwestycja jest szkodliwa, zwłaszcza w okolicy szkoły.
– Mamy w miejscowości dobry zasięg, jest prowadzony światłowód i żadne maszty telefonii komórkowej nam nie są potrzebne, zwłaszcza takie stawiane koło szkoły. Tu są przedszkolaki, uczniowie z najmłodszych klas i przyjeżdżają dzieci z autyzmem. My tu mamy ciszę, spokój, jesteśmy w otulinie Wrzelowieckiego Parku Krajobrazowego, u nas są chronione dzięcioły czarne. Na to wszystko zwracaliśmy uwagę panu radnemu, do którego jako sąsiedzi napisaliśmy list w którym prosimy, żeby odstąpił od swojego pomysłu. Na spotkaniu do którego w końcu doszło w ubiegły piątek niczego się nie dowiedzieliśmy. Tyle, że 30 czerwca przyjedzie inwestor i to on będzie wyjaśniał – mówi Henryk Brankiewicz z Zadola, który tworzył delegację. Razem z nim była Iwona Panek, sołtyska Ćwiętalki i Beata Jurak, jedna z mieszkanek.
– Będziemy pisać petycję do starosty i do burmistrza, żeby powstrzymać tę inwestycję. Co nam innego zostaje – dodaje Brankiewicz, który tłumaczy, że radny i jednocześnie sołtys powinien najpierw zapytać mieszkańców co sądzą o stawianiu masztu. A nie, żeby się ludzie, którzy go wybrali dowiadywali o sprawie przypadkiem. A sam zainteresowany mówił, że to jego grunt i prawo własności. Owszem, grunt jego ale to będzie oddziaływać na nas wszystkich.
Prywatne animozje
– Sesje Rady Miejskiej są publiczne i otwarte dla mieszkańców, podobnie jak posiedzenia komisji i mieszkańcy czasami w nich uczestniczą. Jednak ten przypadek był odosobniony, bo państwo mieli sprawę, która nie dotyczyła kompetencji samorządu. To są prywatne animozje trójki mieszkańców, pochodzących z dwóch sołectw z rodziną radnego. Grunt, o którym mówili nie jest gminny i nie chodziło o gminną inwestycję – wyjaśnia Dariusz Stachowicz, przewodniczący Rady Miejskiej w Opolu Lubelskim, który prowadził obrady próbując panować nad emocjami gości i radnego.
– Przeciwko budowie masztu jest kilka osób. A maszt to nowoczesność, nie można być przeciwko nowoczesności. Tyle ich stoi, że nie mogą być szkodliwe, wierzę, że nie są. Ja też tam mieszkam, on będzie 150 metrów od mojego domu, ale niech to firma tłumaczy. W czwartek o godz. 12 będzie spotkanie z inwestorem, który wszystko wyjaśni, ja się na tym nie znam, nawet nie wiem czy mogę coś mówić – tłumaczy Adam Adamczyk, który był przekonany, że mieszkańcy będą mu dziękować, bo jego zdaniem zyskają. – Jak było w Wrzelowcu, gdzie postawili maszt. Tam ludzie są szczęśliwi, że mogą swobodnie rozmawiać i nie przerywa po każdym słowie – dodaje.
Stać po stronie ludzi
Z relacji radnego wynika, że oprócz tego, że na dziesięć lat wydzierżawi grunt pod 40-metrowy maszt jednego z operatorów telefonii komórkowej, jego rola się kończy. Wszystkie zgody, pozwolenia załatwia inwestor. I nie widzi powodu, dla którego powinien zrezygnować z tego planu, choć jak ocenia, w grę nie wchodzą duże pieniądze.
Choć mieszkańcy opowiadają, że sołtys komuś się pochwalił dzierżawą kawałka pola pod maszt i dlatego informacja się rozniosła, to Henryk Barankiewicz opowiada jak było naprawdę.
– Był luty, pracowałem przy malinach, kiedy pod dom Adamczyka podjechał samochód i jakiś mężczyzna go szukał. Zadzwoniłem do sąsiada pytając kiedy będzie, bo ma gościa. Zaczął dopytywał w jakiej sprawie ta wizyta, okazało się, że masztu. Ale kiedy potem chcieliśmy się czegoś od niego w tej sprawie dowiedzieć to nas zbywał, że nic nie wie. Kilka dni przed sesją byłem w Opolu i poszedłem do starostwa. Tam mi powiedzieli, że żadne dokumenty nie wpłynęły. Pytałem jedynie o maszt w Zadolu, a dziwnym trafem urzędnicy wiedzieli, że chodzi o Adamczyka – relacjonuje pan Henryk, który przyznaje, że choć nie podoba mu się forma w jakiej sołtys i radny załatwia sprawę masztu, to gdyby zapytał go o zdanie, by był przeciwny takiej inwestycji w sąsiedztwie.
Teraz jest przeciwny tym bardziej. Uważa, że sołtysi i radni powinni stać po stronie ludzi.
Adam Adamczyk jest sołtysem Zadola od sześciu lat. Do Rady Miasta Opola Lubelskiego dostał się dwa i pół roku temu w wyborach uzupełniających. Mówi o sobie, że jest radnym niezależnym. Jednocześnie bardzo chwali osobę i działania burmistrza z PiS i jego współpracę ze starostą z PiS, nie wyklucza, że się do partii zapisze.
– Ci co nie chcą masztu, są jak przeciwnicy wiatraków. Mnie już ludzie pytają, żeby u nas wiatrak postawić a w innych wsiach protesty. Jeszcze będą błagać o wiatraki, jak zobaczą rachunki za prąd na kilka tysięcy – przewiduje radny.