Senat odrzucił projekt ustawy o podwyżkach dla polityków. Teraz ponownie zajmą się nim posłowie.
Temat podwyżek dla polityków rozgrzał opinię publiczną w piątek. W czwartek wieczorem sejmowa Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych przyjęła projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w zakresie wynagradzania osób sprawujących funkcje publiczne oraz zmianie ustawy o partiach politycznych. Zakłada on wzrost uposażeń posłów i senatorów do 12,6 tys. zł brutto, czyli o ok. 4,5 tys. zł. Więcej mieliby zarabiać: prezydent, premier, ministrowie i wiceministrowie, wojewodowie i wicewojewodowie oraz samorządowcy. Nowością jest wprowadzenie wynagrodzenia dla pierwszej damy. Małżonka prezydenta co miesiąc miałaby dostawać ok. 18 tys. zł brutto. Nowelizacja zakłada też zwiększenie subwencji dla partii politycznych.
W piątkowym głosowaniu projekt uzyskał głosy większości posłów. Propozycję podwyżek poparli nie tylko przedstawiciele rządzącego Prawa i Sprawiedliwości, ale też większość parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej, Lewicy oraz PSL-Kukiz15. Jedynym klubem, który w całości zagłosował przeciwko była Konfederacja.
To właśnie na opozycję spadła największa fala krytyki. W weekend kolejni politycy w mediach społecznościowych przepraszali za poparcie podwyżek. – Jak tylko ustawa o podwyżkach dla posłów, senatorów i rządu wróci do Sejmu zagłosuję przeciwko. Przyznaję się do błędu w pierwszym głosowaniu – napisał Riad Haidar w niedzielę wieczorem na Facebooku. Poseł KO z Białej Podlaskiej jeszcze kilka godzin wcześniej w rozmowie z Dziennikiem bronił swojej piątkowej decyzji. – Zagłosowałem „za”, bo zawsze uważałem, że wynagrodzenia dla wszystkich w strukturze służby publicznej powinny być godziwe – tłumaczył.
Jeszcze w piątek poparcie podwyżek przez część opozycji skrytykował lubelski senator KO Jacek Bury. I zapowiedział, że podczas głosowania w Senacie sam ustawy nie poprze. W poniedziałek rano poinformował o złożeniu wniosku o odrzucenie projektu w całości. – Mam nadzieję, że uratujemy w Senacie wizerunek opozycji – napisał na Facebooku.
Taki scenariusz potwierdził się tuż przed rozpoczęciem dzisiejszych obrad. Za odrzuceniem projektu opowiedziało się 48 senatorów. Przeciw było 45. Oznacza to, że teraz propozycją podwyżek ponownie zajmą się posłowie.
Parlamentarzyści PiS jeszcze w poniedziałek jednak pomysłu bronili, choć nie wszyscy chcieli wypowiadać się pod nazwiskiem. – Od kilkunastu lat mamy problem z tym, że wiceministrowie zarabiają po 5-6 tys. zł. Proszę znaleźć fachowca, który będzie chciał za takie pieniądze pracować – mówi jeden z naszych rozmówców, chcąc zachować anonimowość.
– Ja nie pobieram senatorskich poborów i mogę o tym mówić swobodnie, bez osobistego zaangażowania – słyszymy z kolei od Józefa Zająca. Senator PiS z Chełma przekonuje, że polscy parlamentarzyści zarabiają o wiele mniej od polityków z innych europejskich krajów i często do działalności publicznej muszą dokładać z własnej kieszeni. A po obniżkach wynagrodzeń sprzed dwóch lat część z nich musi rezygnować z tego typu wydatków.
– Każdy ogląda się, co ma w portfelu. Czy go na coś stać, czy nie. Teraz do tego dostosowała się nawet restauracja sejmowa. Po prostu jest taniej. Ale taka sytuacja jest wręcz stworzeniem warunków do lobbingu – zauważa Zając.
Teraz akt prawny trafi ponownie do Sejmu, który będzie mógł go przyjąć zwykłą większością głosów.
Jak wyliczył portal Money.pl, jeśli proponowane podwyżki wejdą w życie, rocznie będą kosztować budżet państwa 45 mln zł. Tylko w tym roku pochłonęłyby dodatkowe 11 mln zł. Nie są to jednak ostateczne kwoty, bo szacunki nie uwzględniają wzrostu wynagrodzeń dla samorządowców.