W zaśmieconym plakatami wyborczymi Lublinie zaczęły się już pokampanijne porządki. W pierwszej kolejności plakaty zostaną usunięte z głównych ulic. Sprzątanie jest obowiązkiem komitetów wyborczych, które mają na to 30 dni od wyborów.
– My mamy podpisaną umowę z Kom-Eko. Oni już mają się martwić sprzątaniem – mówi Michał Jastrzębski, szef lubelskiego sztabu PO.
Dopiero po 30 dniach Ratusz będzie mógł naliczać kary tym, którzy nie zabiorą z ulic swych materiałów wyborczych. W ciągu kilku dni ma być za to znana wysokość kar, które zapłacą komitety za naruszanie zasad umieszczania plakatów. Nie powinny one wisieć niżej niż 2,2 m nad chodnikiem ani bliżej niż 50 m od skrzyżowań. Wystarczy przejść przez miasto, by stwierdzić, że wielu kandydatów się tego nie trzymało. Kara to 10-krotność podstawowej stawki, którą politycy musieli płacić za reklamę. Stawka wynosiła 50 groszy za mkw. za dobę.
Najwięcej, bo blisko 6400 zł, na taką reklamę wyłożyła Platforma Obywatelska – informuje Urząd Miasta. Początkowo wykupiła 148 mkw. za niecałe 3500 zł, później kilkakrotnie dokupowała powierzchnię dobijając do 420 mkw. PO była jedyną partią, która zamawiała dodatkową powierzchnię.
Drugie pod względem wydatków było PiS (3022 zł za 155 mkw.). Ruch Palikota zapłacił ponad 2 tys. zł, wykupując 125 mkw., które wykorzystał w minimalnym stopniu. PJN wydał 1435 zł na 136 mkw., SLD 1290 zł za 60 mkw., za podobną powierzchnię PSL zapłacił blisko 1500 zł. Więcej, bo wcześniej powiesił plakaty. Natomiast komitet Pawła Policzkiewicza wydał 962 zł na wykup 77 mkw. reklam.