Głównym orężem w walce o mandaty radnych i fotele burmistrzów, i prezydentów okazały się ulotki i plakaty. Niektórzy postanowili wzmocnić swoją pozycję wytykając błędy rywali. Część atakowanych nie reagowała. Ale byli i tacy, którzy nie zawahali się bronić w sądzie.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Tak stresującej kampanii wyborczej działacze lubelskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej jeszcze nie przeżyli. W tej monolitycznej strukturze trzymanej mocną ręką przez Grzegorza Kurczuka - ministra sprawiedliwości a zarazem szefa lokalnego SLD - niespodziewanie zaczęły się pojawiać rysy.
Pierwsza bomba
Pierwsza bomba wybuchła dwa tygodnie temu. Wojciech Włoch (syn Piotra Włocha, wicemarszałka województwa, ubiegającego się ponownie o mandat radnego wojewódzkiego), który prowadził przebojową kampanię, musiał wycofać się z wyborów. Dlaczego? Poszło o dwa incydenty z jego udziałem. Do tego, który wywołał całą burzę, doszło w Lublinie. Jak twierdzi 12-letni Mateusz, Włoch zaatakował go brutalnie - złapał za szyję i rzucił na karoserię auta. Na koniec miał wyzywać i grozić. Włoch zapewnia, że nie zrobił chłopcu nic złego. Złapał go jedynie za kurtkę, gdy ten chciał uciec, po tym, jak razem z kolegami został złapany na niszczeniu plakatów wyborczych.
Wkrótce okazało się, że do incydentu wyborczego z udziałem Włocha doszło także pod koniec września. Kandydat na radnego razem z kolegami miał zaatakować 19-letniego studenta za zerwanie plakatu. Policja obie sprawy przekazała do prokuratury, pod której nadzorem trwa właśnie postępowanie.
Incydenty wyborcze opisały lubelskie dzienniki. Mimo to Wojciech Włoch nie chciał wycofać się z wyborów. Zrobił to dopiero po interwencji ministra Kurczuka, który w specjalnym oświadczeniu wezwał go po podjęcia "odpowiedzialnej decyzji”. Włoch startował z czwartego miejsca. Miejsce na liście będzie puste.
Druga bomba
Z czwartego miejsca wybierał się do Rady Miejskiej, tyle że w Świdniku, inny młody działacz sojuszu, czyli Łukasz Winiarski. Druga bomba w sojuszu wybuchła w poniedziałek. Tego dnia okazało się, iż Winiarski ma za sobą kryminalną przeszłość. Przed ośmioma laty z grupą kolegów zniszczył pomnik Konstytucji 3 Maja w Świdniku. - Jeden z nich zdjął za przeproszeniem majtki i włożył na głowę orła. Przy okazji uszkodzili koronę. Mieli niezłą zabawę. Robili przy tym zdjęcia na pamiątkę - pamiętają w Świdniku. Winiarski stanął przed kolegium do spraw wykroczeń. Zapłacił ponad milion starych złotych grzywny.
W tym samym roku, czyli w 1994, miał drugi zatarg z prawem. W Lublinie napadł na jednego z mieszkańców, za co został tymczasowo aresztowany na prawie pół roku. Na wolność wyszedł na początku 1995 roku. Miał wówczas 20 lat. - Siedziałem za pobicie - nie krył w rozmowie z Dziennikiem. - Nie było to nic groźnego. Nawet nie musiał interweniować lekarz - tłumaczył. Jednocześnie przekonywał, że żałuje wszystkiego, co zrobił. - Ciągnie się to za mną jak wrzód. Winiarski twierdzi, że nigdy nie ukrywał swojej przeszłości. Z pewnością wiedzieli o tym jego koledzy partyjni ze Świdnika, którym nie przeszkadzało to w umieszczeniu Winiarskiego na liście kandydatów. - Osobiście miałem wątpliwości, ale ostatecznie większość była za - pamięta Jakub Osina, szef sztabu wyborczego SLD w Świdniku. Pod presją mediów Winiarski najpierw oddał się do dyspozycji władz powiatowych partii sojuszu, by następnie całkowicie wycofać się z wyborów. Na drugiej już lewicowej liście pojawiło się puste miejsce.
Dwuosobowa bitwa
W Lublinie o fotel prezydenta, po tym jak niespodziewanie wycofał się kandydat KPN, czyli Dariusz Wójcik, rywalizuje siedem osób. Ale ta bitwa ma praktycznie dwóch uczestników. Chodzi o obecnie urzędującego prezydenta Andrzeja Pruszkowskiego i o Jacka Sobczaka. Stroną atakującą jest Sobczak. Zaczęło się od happeningu na schodach Ratusza, gdzie kandydat "Porozumienia Lubelskiego”, którego popierają dwie damy lubelskiej polityki, czyli senator Teresa Liszcz i posłanka Zyta Gilowska, przedstawił siedem grzechów głównych popełnionych przez odchodzący zarząd. W wydanej niedawno gazetce-ulotce wyborczej Sobczak na pytanie, czy rządy ekipy Andrzeja Pruszkowskiego były lepsze od Pawła Bryłowskiego, odpowiedział: - To pytanie o wybór między dżumą a cholerą. W miejsce rządów scentralizowanych usiłowano zaprowadzić szerokie uspołecznienie władzy. Doprowadziło to do niekompetencji.
Pruszkowski, który podobnie jak Sobczak, jest kandydatem prawicy, nie odpowiada na ataki. Ze stoickim spokojem z plakatów, billboardów i ekranu umieszczonego na placu Litewskim przekonuje, dlaczego warto na niego głosować.
Spokoju z pewnością brakowało mieszkańcom ulicy 3 Maja w Lublinie, gdzie Jarosław Urban, kandydat Samoobrony na prezydenta, ma kamienicę. Przez wiele dni z megafonu umieszczonego na budynku męski głos przekonywał lublinian, że Urban jest jedyną osobą, która rozwiąże wszystkie ich problemy. Tym, którzy nie zaglądają w okolice kamienicy, kandydat zafundował wyborcze piosenki sławiące swoją osobę, płynące z głośników samochodu krążącego po mieście.
Najciszej przebiega zaś kampania wyborcza kandydatki na prezydenta Wandy Włoch, popieranej przez PSL. W mieście do wtorku nie było chyba ani jednego jej plakatu wyborczego.
Kandydat na wozie
Kampania przedwyborcza w Białej Podlaskiej była głównie papierowa. Setki zmoczonych, zawilgoconych plakatów już nikogo nie zaskakują. Zamiast programów, błyskotliwych projektów rozwoju miasta, gminy i województwa, kultury i regionu pojawiły się tylko afisze z twarzami ambitnych kandydatów. Niestety, brakuje pięknych pań, chociażby dla upiększenia ulic. Fotografie średnio przystojnych działaczy nie porywają wyborców.
Niektórzy, jak bezpartyjny milioner i przedsiębiorca, kandydat na bialskiego prezydenta, Tadeusz Czapski (ma takie samo nazwisko jak urzędujący prezydent) wprowadzają element humoru. Jego podobiznę obwozi nawet wóz strażacki. W drugiej rundzie, którą już mu zapowiadają... prywatne badania socjologiczne, ma wykorzystać samolot...
Jego kontrkandydat Adam Abramowicz wykorzystał z kolei miejscowego rysownika do stworzenia komiksów i rysunków satyrycznych uderzających w dotychczasowy zarząd.
W Zamościu nudno
W Zamościu kampania przedwyborcza przebiega wyjątkowo spokojnie. Polega głównie na zaklejaniu miasta plakatami promującymi kandydatów. Te przyklejane są do latarni, szyb sklepów i płotów. Dobrym miejscem do prowadzenia kampanii są także klatki schodowe, które chwilami toną w ulotkach. Niektórzy kandydaci czy komitety wyborcze mają swoje billboardy i banery, które wiszą nad ulicami miasta. Poza tym walczący o mandaty promują się poprzez sponsorowane wywiady w lokalnych mediach, spotykają się z uczniami w szkołach. Dodatkowo kandydaci na prezydenta Zamościa są zapraszani do lokalnej telewizji, gdzie toczą ze sobą dysputy.
Walka w sądach
Za to w Chełmie najostrzejsza kampania wyborcza przeniosła się do sal sądowych. Sędziowie zajmują się protestami "kandydat kontra kandydat”, ale tylko część z nich w opinii sądu jest uzasadniona. W wielu sprawach dochodzi do ugody, często powodom lub pozwanym sąd nakazuje opublikowanie sprostowania w lokalnej prasie. Sąd jest już także zmęczony. W ostatniej sprawie dotyczącej wniosku przedstawicieli Stowarzyszenia "Pasmo-Aktywni Bezrobotni” przeciwko "Tygodnikowi Chełmskiemu” nakazał opublikowanie sprostowania w... "Tygodniku Wschodnim”. Sprawa dotyczyła przekazywania samorządowych pieniędzy na wydawanie wyborczej gazety SLD. Obyło się bez przeprosin i wpłacania pieniędzy na cele charytatywne.
Kandydaci na wójtów, prezydentów i radnych najczęściej czują się szkalowani na łamach wydawanych przy okazji wyborów biuletynów. Ich zasięg jest niewielki, ale w lokalnych społecznościach ma swoją wymowę. We wtorek m.in. swojego dobrego imienia bronił burmistrz Włodawy Andrzej Sadlak, posądzony przez kontrkandydata na to stanowisko Krzysztofa Kota o doprowadzenie miasta do bankructwa. Urażony poczuł się również Edward Łągwa, kandydat do Rady Powiatu Włodawskiego (SLD), posądzony przez Wacława Maleszę (PSL), również ubiegającego się o taki mandat. Poszło o współudział w głośnej swego czasu wyprzedaży majątku spółki "Sprint”.
Czyja kampania była najbardziej skuteczna dowiemy się już w niedzielę.