Po Rzeszowie jeździł samochód z billboardem, na którym umieszczono zdjęcie Bronisława Komorowskiego i martwego płodu. Po kilku godzinach bilboard został „aresztowany” przez policję.
– Jechałem ulicami Rzeszowa i gdzieś tak po 16 pojawił się za mną radiowóz, który po kilku minutach zatrzymał nasz samochód z lawetą – opowiada Jacek Kotula, organizator akcji i szef Stowarzyszenia Contra In Vitro. – Działo się to na al. Cieplińskiego, w samym centrum miasta, w godzinach popołudniowego szczytu.
Przez ponad pół godziny trwały konsultacje policjantów z przełożonymi. Jackowi Kotuli, który kierował samochodem, policjanci kazali przejechać pod Komendę Miejską Policji.
– Tam przez kolejne pół godziny samochód z lawetą stał w asyście dwóch radiowozów – twierdzi Kotula. – W końcu kilku policjantów odczepiło lawetę i przepchnęli ją na wewnętrzny, otoczony murem, parking komendy.
Ok. godz. 19 Jacek Kotula opuścił budynek komendy. Policja nie przedstawiła mu żadnych zarzutów. Kotuli wręczono jedynie pokwitowanie zatrzymania lawety z billboardem.
– Dlaczego „aresztowaliście” billboard? – pytamy policję.
– Dostaliśmy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, dlatego zatrzymaliśmy lawetę z afiszami – mówi krótko Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji. – Sprawa jest wyjaśniana.
Prokuratura ma w ciągu kilki dni podjąć decyzję, czy śledztwo o zniesławienie marszałka Komorowskiego będzie wszczęte z urzędu.
Co zrobi sztab Komorowskiego? Do chwili zamknięcia tego wydania gazety zastanawiał się, czy oddać sprawę do sądu. Za procesem opowiedziała się Małgorzata Kidawa-Błońska, rzecznik sztabu.