Zwłaszcza z punktu widzenia Solidarnej Polski to mariaż bez możliwości rozwodu, bo ten spowodowałby prawdopodobnie utratę jakichkolwiek wpływów ugrupowania w Polsce – Rozmowa z dr Tomaszem Bichtą, politologiem z UMCS.
• W ostatnim czasie w mediach znowu pojawiają się pogłoski o możliwości przeprowadzenia przez Prawo i Sprawiedliwość wcześniejszych wyborów. To realny scenariusz?
– Tak, jest to jeden ze scenariuszy. Może się tak stać to nie tylko z powodu problemów między PiS a Solidarną Polską. Powód może być całkiem inny, a mianowicie załamanie gospodarcze i co za tym idzie frustracja Polaków. Przy deficycie budżetowym, wzroście inflacji, kilkudziesięcioprocentowym wzroście cen na niektóre towary, przy wzroście rat kredytowych może nas czekać naprawdę głęboki dołek gospodarczy. Taka sytuacja uderzy w obywateli i ich już i tak często pełne wyrzeczeń zmaganie się z rzeczywistością. A w takim wypadku frustracja może osiągnąć zenit i w efekcie doprowadzić do klęski PiS w wyborach przeprowadzonych w terminie ustawowym. Dlatego wydaje się prawdopodobne, że zdając sobie z tego sprawę partia rządząca zechce wykorzystać możliwość wcześniejszych wyborów, żeby zapobiec takiej porażce.
• Coś w rodzaju „ucieczki do przodu”?
– W tym momencie i okres pandemii, i wojna w Ukrainie tak naprawdę sprzyjały i sprzyjają rządzącym, bo z jednej strony odciągają uwagę opinii publicznej od problemów wewnętrznych, a z drugiej zawieszają wszelkie działania rządu dedykowane sytuacji wewnętrznej w państwie. Ale gdyby rzeczywiście inicjatywa wcześniejszych wyborów pojawiła się wkrótce, to warto zaznaczyć, że poparłaby ją także przynajmniej część ugrupowań opozycyjnych, dla których jak mówi Szymon Hołownia „każdy kolejny dzień ich rządów jest sprzeczny z racją stanu”.
Wracając do problemów koalicjantów, to równie dobrze idea przedterminowych wyborów może być jedynie „straszakiem” Kaczyńskiego na Ziobrę w sporze między innymi o projekt zmian w Sądzie Najwyższym. Jednak nie trzeba proroka, by stwierdzić, że oba ugrupowania są na siebie skazane. Zwłaszcza z punktu widzenia Solidarnej Polski to mariaż bez możliwości rozwodu, bo ten spowodowałby prawdopodobnie utratę jakichkolwiek wpływów ugrupowania w Polsce. Dlatego biorąc ten punkt widzenia pod uwagę, klub parlamentarny Zjednoczona Prawica zrobi wszystko, by stan głosowań się zgadzał, co przedłuży rządy koalicji w niezmienionym składzie.
Kolejną zmienną, która ma wpływ na termin wyborów są prognozy wyborcze i pryzmat, przez jaki patrzy na nie Jarosław Kaczyński. Jeśli skłania się ku myśleniu, że trwanie do 2023 roku w coraz gorszej sytuacji finansowej przyniesie jego partii negatywne skutki, może rozważać kwestię przedterminowych wyborów poważnie. Zwłaszcza, że teraz to poparcie nie jest tak niskie (ok. 35 proc.), jak mogłoby być za rok. Z drugiej strony, obecne poparcie nie jest na tyle wysokie, żeby gwarantowało PiS samodzielne rządy. Możemy mieć więc do czynienia z ratowaniem tego, co jeszcze można uratować (bazując na przykład na kampaniach rządowych o walce z pandemią i zaangażowaniu w pomoc dla Ukraińców) albo z jakimiś fajerwerkami, które jako wytrawny strateg przewidział dla Polski Kaczyński, a które pozwolą jego ugrupowaniu zostać po wyborach przy władzy.
Ja chciałbym zauważyć, że przy tej całej niestabilności systemu, jego nieprzewidywalności i delikatnie ujmując czasem nawet chaosie politycznym, bardzo ważne jest to, żebyśmy my jako obywatele wzięli udział w najbliższych wyborach bez względu, a może właśnie z powodu ponurej rzeczywistości, która nas obecnie otacza. Problemy pandemii czy wojny są i pozostaną z nami na dłużej, ale konieczne jest także zadbanie o spokój i komfort funkcjonowania w naszych własnych realiach nie tylko politycznych. Warto też, byśmy potrafili rzetelnie ocenić, bez względu na to, kiedy się one odbędą, proponowanych kandydatów, a nie dali się zwieść zarówno propagandzie o super mocach obecnych koalicjantów, jak i populizmowi pozostałych kandydujących.
• Czy w kolejnych wyborach, niezależnie od tego, czy odbędą się one w 2023 roku czy wcześniej, pana zdaniem PiS i formacja Zbigniewa Ziobry wystartują razem, czy formuła współpracy już się wyczerpała? Jakie widziałby pan inne możliwe układy koalicyjne dla PiS?
– Moim zdaniem bardzo trudno będzie Solidarnej Polsce znaleźć innego, silnego koalicjanta zarówno w ramach wspólnego komitetu wyborczego, jak i ewentualnego – byłoby to jednak mało prawdopodobne – wprowadzenia do Sejmu jakichkolwiek przedstawicieli. Wszystko zatem zależy od sytuacji w PiS. Jeśli ta partia osiągnie większościowy wynik w wyborach parlamentarnych, nie będzie się oglądać na współpracę z nikim innym. Jeśli będzie pretendowała do utworzenia koalicji rządowej, różne scenariusze są możliwe.
Wszystko zależy od układu sił w nowym parlamencie. Polski system partyjny nie jest zbyt przewidywalny i stabilny, wciąż możemy mieć do czynienia z ugrupowaniem, które urośnie na chwilę w siłę na fali jakiegoś ruchu społecznego czy wokół znanego lidera i znajdzie się w Sejmie. Pamiętajmy też, że w historii Polski po 1989 roku języczkiem u wagi dużych ugrupowań politycznych wielokrotnie stawało się Polskie Stronnictwo Ludowe, dla którego była to jedyna szansa na poważne zaistnienie w polityce. Czy koalicja ludowców z PiS jest możliwa? Oczywiście, nawet mimo obecnych mocno opozycyjnych deklaracji Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ale musi też zostać spełniony jeden zasadniczy warunek: ludowcy muszą znaleźć się w Sejmie. Celowo zresztą mówię o PSL, a nie Koalicji Polskiej, bo nie ma pewności, czy ten projekt polityczny w niezmienionej formie przekuje swoje działanie na wybory. Zatem wszystko zależy od tego, jaki będzie podział partyjny przyszłego Sejmu. Wówczas będziemy mogli gdybać i przewidywać, kto i kim zechce zawrzeć jaki układ.
• A w jakiej formule w kolejnych wyborach może wystartować opozycja? Donald Tusk mówi o wspólnej liście, Szymon Hołownia proponuje start dwóch bloków. Mówi się o wspólnych listach Koalicji Obywatelskiej z Nową Lewicą i Polski 2050 z Polskim Stronnictwem Ludowym. Który z tych scenariuszy daje ugrupowaniom opozycyjnym większe szanse na wygranie z PiS?
– Osobiście mam problem z opozycją. Polega on na tym, że po pierwsze, odnoszę wrażenie, iż nie wykorzystuje ona swojego potencjału zdobytego na przykład w czasie wyborów prezydenckich. W tak podzielonej Polsce wydaje się, że silna opozycja jest warunkiem koniecznym do zachowania jakiejkolwiek równowagi sił w polityce.
W naszym przypadku mam jednak wrażenie, że ugrupowania przeciwne PiS pozostają w niezrozumiałym uśpieniu i nie kontratakują nawet, jeśli mają ku temu okazję. A wydaje się, że rządzący takich okazji stwarzają sporo.
Może to efekt tego, że polskie partie polityczne chcą uchodzić za partie typu wyborczego i dopiero w okresie wyborów będą aktywizować wszystkie siły do walki politycznej. Wydaje się jednak, że tego typu rozumowanie może spowodować duże rozluźnienie nastrojów elektoratu i trudności z przywróceniem stanu poprzedniego. Po drugie, ten zawarty w pana pytaniu rozdźwięk i brak jednolitego pomysłu na skuteczny udział w wyborach i przejęcie władzy może skutkować na przykład w kontekście wcześniejszych wyborów budowaniem bloków wyborczych na łapu-capu, bez należytego przygotowania i przemyślenia tych decyzji. Taki brak zgody i zdecydowania, a nawet zaryzykuję: jedności, byłby chyba dla opozycji najgorszym scenariuszem.