Poniedziałek to zwyczajowo dzień, w którym posłowie pełnią dyżury w swoich biurach. Jednak spotkać się z parlamentarzystą wcale nie jest łatwo, a najlepiej jest umówić się telefonicznie. Bo w niektórych biurach można… pocałować klamkę.
– Kiedyś prowadziliśmy poniedziałkowe dyżury, ale nie miało to sensu, bo często było tak, że poseł siedział i czekał, a nikt nie przychodził. Teraz ludzie dzwonią i zapraszamy ich na konkretne terminy – mówi nam Małgorzata Tylus, dyrektor biura Jakuba Kuleszy z Konfederacji. Z podobnego powodu parlamentarzysta zlikwidował też filię swojego biura, które w poprzedniej kadencji prowadził w Puławach.
Wczoraj odwiedziliśmy dziesięć biur poselskich w Lublinie i dwa w Chełmie. Osobiście zastaliśmy tylko dwoje posłów.
„Tylko Jarosław może coś załatwić”
Gabriela Masłowska (PiS) na wyborców czeka w poniedziałki w godz. 12–14. – Zazwyczaj przychodzi od kilku do kilkunastu osób. Poruszają przeróżne sprawy. Chodzi m.in. o kwestie mieszkaniowe, problemy dotyczące rent i emerytur, ostatnio często poruszany jest też temat likwidowanych szkół – wylicza posłanka Masłowska.
Poniedziałkowe dyżury prowadzą też inni. Gdy tuż po godz. 10 zaglądamy do biura Jana Łopaty (PSL-Kukiz’15), słyszymy, że „dziś poseł będzie wyjątkowo po 11”. Z kolei w biurze Jacka Czerniaka (Lewica) pojawiamy się tuż po tym, jak z niego wyszedł po umówionych wcześniej spotkaniach. Na miejscu zastajemy za to Przemysława Czarnka (PiS), choć on regularnych dyżurów nie prowadzi.
– Jestem tu zawsze, kiedy nie ma posiedzeń Sejmu. Na spotkania z wyborcami umawiam się najczęściej telefonicznie – mówi nam parlamentarzysta. W międzyczasie w jego biurze pojawiają się interesanci, a jeden z nich prosi o umożliwienie kontaktu z Jarosławem Kaczyńskim, bo jak twierdzi: „w Polsce tylko Jarosław może coś załatwić”.
W poniedziałki nie dyżuruje inny polityk PiS Sylwester Tułajew. – Poseł sam układa kalendarz i spotyka się z wyborcami w różne dni – mówi nam jego asystent Przemysław Strug.
Pan poseł dopiero się mebluje
Nikogo z parlamentarzystów wczoraj przed południem nie zastaliśmy w biurze Platformy Obywatelskiej, w którym urzęduje troje lubelskich posłów tej partii. Michał Krawczyk miał pojawić się po 12, Marta Wcisło była akurat na spotkaniach poza biurem, a jak dowiedzieliśmy się od jej asystentki, dyżury prowadzi w środy (o ile akurat nie wypada posiedzenie Sejmu), a Joanna Mucha wczoraj była w Warszawie. – Ale na dwa kolejne poniedziałki mamy umówionych ludzi od rana do wieczora – zaznacza Sławomir Jawor, dyrektor biura Muchy.
Klamkę pocałowaliśmy natomiast u Jana Kanthaka (PiS) w kamienicy przy Krakowskim Przedmieściu. Na miejscu nie było też żadnych tabliczek z nazwiskiem pochodzącego z Gdańska posła. – Biuro oficjalnie zostanie otwarte najdalej za półtora tygodnia. Kończymy jego meblowanie – deklaruje Kanthak.
Wczoraj zajrzeliśmy także do dwóch biur poselskich w Chełmie. Około godz. 13 nikogo nie zastaliśmy u Krzysztofa Grabczuka, choć według informacji przy wejściu, otwarte jest od 11 do 16. Z kolei w biurze Anny Dąbrowskiej-Banaszek dowiedzieliśmy się, że jej dyżury odbywają się we wtorki. – Kolejek nie ma – zapewnia Kamil Błaszczyk, dyrektor biura posłanki.