Boimy się, że to się powtórzy – mówią mieszkańcy podlubelskiej Elizówki, gdzie cztery rozwścieczone amstafy rozszarpały małego maltańczyka. Prokuratura zwróciła psy właścicielce. – Ona nie panuje nad tymi zwierzętami – twierdzą zaniepokojeni mieszkańcy.
Do tragedii doszło w czasie, gdy pani Elżbieta odprowadzała koleżankę. – Cztery amstafy sąsiadów prawdopodobnie uciekły z domu. Kiedy je zobaczyłam, wzięłam swojego psa na ręce. Amstafy okrążyły blok, po czym podbiegły do nas. Jeden rzucał się na mnie, drugi próbował wyrwać mojego psa. Nie zdołałam ich powstrzymać – opisywała właścicielka rozszarpanego maltańczyka, która została lekko raniona.
Dodajmy, że jeden z psów wyskoczył z okna na pierwszym piętrze. 33-latek, który w tym czasie sprawował nad nimi opiekę, trafił do aresztu, bo był poszukiwany do odsiedzenia kary. Amstafy trafiły na obserwację, wykluczono u nich wściekliznę. Potem pozostały w klinikach weterynaryjnych na polecenie prokuratury.
– Prowadziliśmy postępowanie w kierunku znęcania się nad zwierzętami. W sprawie powołano biegłego behawiorystę. Jego opinia nie dała podstaw do postawienia zarzutów. W tej sytuacji postępowanie zostało umorzone – mówi Magdalena Samodulska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Lublinie.
W tym miesiącu amstafy zwrócono właścicielce. – Problem jest dalej. Psy są zostawiane w domu na wiele godzin, a nawet dni. Słychać jak wyją. Chyba robią pod siebie, bo są dni, kiedy w klatce schodowej strasznie śmierdzi – opisuje nam jeden z mieszkańców Elizówki. – Kobieta, która się nimi zajmuje, nie panuje nad psami. Spacery wyglądają tak, jakby to pies ją wyprowadzał.
– Jeśli ktoś podejrzewa, że psy mogą być niewłaściwie utrzymywane i traktowane, lub jest świadkiem tego, że nie są trzymane na uwięzi, powinien skontaktować się z Komisariatem Policji w Niemcach lub zadzwonić pod numer alarmowy 112 – mówi kom. Kamil Gołębiowski, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
Policjanci skierowali już do sądu wniosek o ukaranie osoby, która nie zachowała należytej ostrożności przy trzymaniu amstafów, narażając innych na niebezpieczeństwo. Grozi za to kara ograniczenia wolności, grzywny do 5 tys. zł lub kara nagany.
Śledczy chcą postawić przed sądem mężczyznę zajmującego się amstafami w dniu, w którym rozszarpały maltańczyka i raniły jego właścicielkę. – Marcinowi D. postawiono zarzut dotyczący nieumyślnego naruszenia czynności ciała – dodaje prokurator Samodulska.
Za nieumyślne spowodowanie uszczerbku na zdrowiu grozi do roku więzienia. Aktu oskarżenia w tej sprawie można się spodziewać pod koniec września.