Prawnik, elektryk i matematyk prowadzą firmę, która akurat takiego wykształcenia nie wymagała.
Początki były dobre...
Dziś to branża obarczona dużym ryzykiem.
- Jak w każdej elektronice, trzeba szybko kupować i szybko sprzedawać - uważa Filipiak. - Sytuacja zmienia się błyskawicznie, technologia wymusza ogromną elastyczność.
To w czasie gospodarczych przeobrażeń i otwarcia się na Zachód ludzie zachłysnęli się fotografią. Zaczęto sprowadzać stosunkowo niedrogie aparaty, nie było problemu z kupieniem materiałów fotograficznych, powstawały laboratoria, w których wykonywano odbitki w ciągu paru godzin. Albumy rodzinne wypełniały się zdjęciami.
...aż weszły cyfrówki
Pierwszy moment wejścia aparatów cyfrowych skłaniał do pytania: Co będzie dalej?
- Była duża niepewność co do ich powodzenia. Były drogie, nieznane. Ale ostatecznie to aparaty analogowe zostały wyparte.
Jednak zdjęcie na papierze żyje!
- Za ileś lat może się okazać, że fotografii na płytach nie będzie na czym odtworzyć. Podobnie, jak płyt analogowych - uważa Paweł Filipiak. - Zaczęliśmy też obserwować pewną stabilizację rynku. Jest duża grupa klientów szukających elektronicznych nowinek i spora tych, którzy niosą klisze do wywołania lub życzą
sobie zdjęcia na papierze.
Jak twierdzi Filipiak, to trudny biznes, na który wpływają takie czynniki jak moda, postęp elektroniki, ruch cen - tu bywają bardzo duże wahania. Klientów odbiera branża telefoniczna, choć zdjęcie zrobione komórką przez wielu znawców oceniane jest jako produkt marny.
Ci, którzy cenią sobie bardzo dobrą fotografię, wybierają zdjęcie na papierze.
- Daje więcej emocji. Zawsze jest smak niepewności - jak wyszło, można łatwo album wziąć z półki i oglądać tylko to, co się chce. Fotografie na monitorze komputera nie dają takiej możliwości.
Życzliwie doradzić
- Bardzo dużo korzystamy od klientów - uważa Filipiak. - Do nas rzadko kto przychodzi na pięć minut. Tu klienci zostają na godzinę, na dłużej.
Jednak jest taka grupa osób, które szukają sprzętu mającego mnóstwo funkcji, z których później... i tak nie korzystają.
- To tak jak w przypadku samochodów czy komórek - śmieje się Filipiak. - Za dużo opcji, niepotrzebnych gadżetów, których się nie używa. Ale my nie chcemy klientów naciągać, a dać im towar, który spełni ich oczekiwania. Szczególnie chodzi o tych, którzy zaczynają przygodę z fotografią. Jeśli już zdobędą doświadczenie i uznają, że im się to spodobało, mogą wtedy kupować sprzęt bardziej wyrafinowany.
Nadążyć za zmianami
Przeszli stopniowo drogę od zaopatrywania w materiały chemiczne, poprzez akcesoria do elektroniki.
- Jesteśmy optymistami. Z jednym umiarkowanym optymistą - żartuje Filipiak. - To pomaga w pracy. Pomaga też to, że robimy to, co lubimy.