W połowie roku wszyscy zatrudnieni na umowę o pracę, a zarabiający mniej niż 5200 zł, otrzymają bon turystyczny – zapowiada ministerstwo rozwoju. Opiewać ma on na tysiąc złotych. Pieniądze będą mogły być wykorzystane przy płaceniu za noclegi w kurortach oraz na wypoczynek proponowany przez touroperatorów, ale tylko w Polsce.
Bon ma być wsparciem dla lokalnej branży turystycznej. Stąd pomysł, żeby płacić nim za bazę noclegową oraz za wycieczki związane także z wynajęciem przewodnika, czy zwiedzaniem muzeów, a zatem oferowanych przez touroperatorów.
Pieniądze miałyby trafić do pracowników etatowych zarabiających mniej niż przeciętne wynagrodzenie, czyli 5200 zł brutto. W tym roku na ten cel w budżecie państwa znaleźć ma się 7 mld zł.
– Nie będziemy sięgać do kieszeni pracodawców, bo ten rok nie jest rokiem na to, żeby zmuszać pracodawców do wzmożonych wydatków, dlatego w tym roku taki bon będzie w 90 proc. sfinansowany z budżetu państwa, 10 proc. to będzie wkład własny pracodawcy – tłumaczyła wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz w programie „Money. To się liczy”. – Będziemy chcieli, żeby w kolejnych latach udział z budżetu państwa się zmniejszał.
Zapowiedź poruszyła pracowników. – Doskonały pomysł. Gdyby była taka możliwość to chętnie wysłałabym syna na kolonie za te pieniądze – mówi pani Anna, pielęgniarka z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Lublinie. – Epidemia koronawirusa sprawiła, że wszyscy jesteśmy już zmęczeni siedzeniem w domu i każdy marzy o czasie tylko dla siebie, a najlepiej w pięknych okolicznościach przyrody – dodaje.
– To byłaby bardzo duża pomoc – przyznaje pani Agnieszka, urzędniczka z Lublina. – Co roku jeździmy czteroosobową rodziną na wypoczynek w Polsce. Sami wybieramy region kraju i sami zamawiamy noclegi. Ze względów budżetowych, ale i na większą swobodę nie wybieramy hoteli, lecz agroturystykę. Płacimy zwykle 25 zł za osobę, a to oznacza, że bon wystarczyłby nam na 10 noclegów. Zakładając, że bon dostałabym i ja, i mąż, to tegoroczne wakacje zapowiadają się naprawdę wspaniale.
Mniej optymistycznie do ministerialnych planów nastawieni są jednak pracodawcy.
– Rząd znów coś daje wyciągając pieniądze z naszej kieszeni – denerwuje się właścicielka firmy kosmetycznej z Lublina. – Można mówić, że chodzi „tylko” o 10 proc., czyli 100 złotych, ale dla mnie to „aż” 100 złotych. Od dwóch miesięcy nie zarabiam. Musiałam rozstać się z częścią zespołu. Teraz mam dokładać pozostałym do urlopu?! Ja staram się uratować miejsca pracy i swój zakład, który budowałam z takim trudem. Nie myślę o dodatkowych kosztach związanych z wypoczynkiem.
– To dopiero projekt, który ma trafić do konsultacji i nie wierzę, że przedstawiciele pracodawców się na niego zgodzą – mówi pan Marek, właściciel biura rachunkowego. – Po epidemii mamy rynek pracodawcy, a nie pracownika. Nas na podobne fanaberie w tej chwili zwyczajnie nie stać.
Zobacz także: Wiceminister zdrowia: W tym roku wakacje spędzimy w kraju
Wideo: TVN 24 / x-news