Dorota Pastuszak dwa lata temu ukończyła liceum ogólnokształcące. Nie ukrywa, że jej marzeniem było studiowanie architektury. Ze względu na brak pieniędzy studentką nie została. Zapisała się więc do dwuletniego studium projektowania architektonicznego. Niestety. Marzenia znowu trzeba było odłożyć na bok. Powód ten sam – brak funduszy
Podobny problem ma Marta Termena. – To było zazwyczaj pierwsze pytanie na rozmowach kwalifikacyjnych. I na tym się kończyło. Bo dziecko będzie chorować, bo urodzę następne, itd. Pracy nie znalazłam i na razie uczę się w studium. W przyszłym roku zostanę technikiem-ortopedą.
W lubelskim pośredniaku kreci się mnóstwo ludzi. Papierki, urzędowe świstki, zaświadczenia i pieczątki. Wesołych twarzy raczej tu nie widać. Wszyscy wiedzą, że jest ciężko.
– Trzeba sobie jakoś pomóc – mówi Robert, absolwent politologii. Pół roku temu pewna firma szukała przedstawiciela handlowego: służbowy samochód, komórka i niezłe zarobki. I mnóstwo chętnych. – Robotę załatwił mi wujek. Sprawdziłem się, awansowałem i teraz za własne pieniądze otwieram własny interes w tej branży. Wszystko dzięki wujkowi.
Wielu absolwentów wierzy jednak w swoje umiejętności i szczęście. – Cały czas się dokształcam. Kursy językowe, komputery, studium podyplomowe. To zwiększy moje szanse na rynku pracy – twierdzi z przekonaniem Wojtek Kilszko, absolwent prawa.
Inni wolą od razu szukać pracy. Jakiejkolwiek. – Rozwoziłem pizzę, pracowałem na budowie, w biurze i w sklepie. Teraz pracuję w agencji reklamowej, gdzie przydaje się każde doświadczenie – cieszy się Dominik Mruczek.
Marek Maj, prezes Zakładów Tytoniowych w Lublinie SA uważa, że doświadczenie jest ważniejsze, bo wiedzę można zawsze zdobyć. – Ale dla mnie najbardziej liczy się entuzjazm dla pracy.
A tego czasami brak. – Na 10 absolwentów, którzy przychodzą do urzędów pracy, 2 chce się tylko zarejestrować i mieć ubezpieczenie – podkreśla Antoni Piłat, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Lublinie. – Ogólnie jednak, dzisiejsi absolwenci są od swoich kolegów sprzed kilku lat „mądrzejsi”. Tzn. bogatsi w wiedzę o świecie i o rynku pracy.
Teraz, po wakacjach, do pośredniaków trafia najliczniejsza grupa absolwentów. – To normalne zjawisko – zaznacza dyrektor Piłat.
Jakie oferty czekają na nich w urzędach? Tokarz, frezer, spawacz, czyli przeważają robotnicy wykwalifikowani. Innych ofert jest mało. Trzeba szukać samemu. Jutro, w lubelskim McDonaldzie, na wstępną rozmowę kwalifikacyjną stawi się 200 osób. – To przede wszystkim absolwenci szkół wyższych – wyjaśnia Dominik Szulowski z McDonald,sa. – Poszukujemy 10 pracowników na stanowisko managera-praktykanta.
Do firmy trafiło ponad 300 zgłoszeń od chętnych do pracy osób. Ci, którzy zajęcie dostaną, mogą liczyć na zarobki w wysokości 800–1000 zł na rękę. – Będziemy zwracać uwagę przede wszystkim na dyspozycyjność, mobilność i umiejętność pracy w zespole – dodaje D. Szulowski. – Ważna jest także odporność na stres czy chociażby higiena i kultura osobista. Natomiast znajomość języków obcych czy obsługi komputera ma tu marginalne znaczenie. Wszyscy przyjęci pracownicy przejdą u nas odpowiednie szkolenia.
Zdaniem naszego rozmówcy absolwenci lubelskich uczelni reprezentują wysoki poziom; są dobrze wykształceni. – Jest jednak bardzo dużo nieprofesjonalności w dokumentach, które składają. CV i listy motywacyjne są sztampowe, czasami np. brakuje zdjęć.
Pracy szukają nie tylko absolwenci szkół wyższych. Dorota Grysiak skończyła szkołę zawodową. – Potrafię zrobić buty, mam więc fach w ręku. Co z tego, skoro zajęcia szukam od sześciu lat – mówi z wyrzutem. Zaznacza, że w tym czasie cały czas się dokształcała. – Zrobiłam maturę, dwuletnie studium turystyczne oraz kurs komputerowy. Wszystko na nic.
Do urzędu przy ul. Niecałej w Lublinie przychodzi kilka razy w miesiącu. Przegląda oferty, dzwoni pod wskazane numery. Bezskutecznie.
To dopiero początek wyżu demograficznego, który trafia na rynek pracy. Jego kulminacja przypadnie na lata 2004–2006.