Roman Sudzik był pewien, że przynajmniej część swego życia zawodowego spędzi w... lesie. Gdzie bowiem mógł trafić chłopak po Technikum Leśnym? Teraz jest właścicielem piekarni
W 1991 r. przypadkiem dowiedział się o możliwości dzierżawy piekarni w Świdniku. Zastanawiał się długo. Nigdy nie prowadził własnego interesu, nie znał zawodu piekarza - dotąd kojarzył mu się on tylko z dochodzącym rano z piekarni zapachem świeżego chleba. Szalę przeważyło to, że kończył mu się kontrakt. Ważna była też chęć stabilizacji, liczyła się bliskość rodziny, a także obietnica pomocy złożona przez dotychczasowego właściciela piekarni.
W nowe przedsięwzięcie R. Sudzik zainwestował wszystkie swoje oszczędności. Musiał, oczywiście, zmienić tryb życia, dokształcać się (czyni to zresztą ciągle), zdobyć papiery czeladnika. Cały czas ciężko pracuje, by zarobić na kawałek... chleba dla siebie i bliskich. Gdy zaczęło mu się lepiej powodzić, kupił działkę po drugiej stronie Świdnika. Pomyślał bowiem, że warto byłoby przejść na swoje. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych dowiedział się o możliwości nabycia w Niemczech wyposażenia piekarni. W 1997 r. zaczął budowę nowego obiektu, a już dwa lata później, 1 kwietnia 1999 r., z pieca piekarni wyszły pierwsze bochenki chleba.
W polskich warunkach jednak duża, ładna, w pełni zautomatyzowana piekarnia wcale nie oznacza jeszcze sukcesu. Najważniejszy jest bowiem klient. O niego piekarze, jak wszyscy producenci, toczą mozolną walkę. Konkurenci, których ciągle przybywa, wciąż ze sobą rywalizują W walce o klienta R. Sudzik własnym transportem dowozi pieczywo nawet pod odległy Krasnystaw. W samym Świdniku, by zapewnić ciągłość sprzedaży świeżego chleba, dostarcza go do sklepów nawet trzy razy w ciągu dnia. Z interesu bowiem wycofać się nie może: musi spłacić kilkusettysięczny kredyt hipoteczny. Dlatego, wspólnie z żoną Jolantą, pracują - niejednokrotnie kosztem najbliższej rodziny - przez wszystkie dni tygodnia. Dziesięciu piekarzy piecze w ciągu doby około 2 tys. bochenków chleba i około 6 tys. sztuk drobnego pieczywa. Moce produkcyjne piekarni wykorzystane są jednak tylko w połowie, choć dzięki specjalizacji w produkcji ciemnego chleba oraz dużego asortymentu słodkiego pieczywa (w tym bułeczek z serem), R. Sudzik zdobył zaufanie klientów i... dzieci z pobliskiej szkoły.
- Coraz więcej osób pyta o przeceniony chleb z poprzedniego dnia - mówi R. Sudzik - mimo to przydałyby się w piekarni nowe inwestycje.
Gdy oprowadza mnie po swoim zakładzie, szybko zapomina o problemach. Pokazuje zautomatyzowaną część technologiczną i funkcjonalne zaplecze socjalne, z przekonaniem mówi o magazynowaniu - w przyszłości - mąki w silosach czy potrzebie powiększenia magazynu wyrobów gotowych. Wbrew temu, co niedawno mówił, wierzy w końcowy sukces. Czy będzie to udany początek rodzinnej tradycji piekarskiej? - pytam.
- Chociaż podoba mi się piekarstwo - odpowiada - dzieciom (Łukasz ma 16 lat, Agnieszka - 15) dzisiaj odradzałbym wybieranie tego zawodu.
- Mąż lubi przyrodę, wędkarstwo i zbieranie grzybów - zdradza Jolanta Sudzik, żona pana Romana. - Od dziesięciu jednak lat urlop zastępują mu kilkugodzinne wypady do lasu lub nad wodę.