Kupiliśmy pralkę, garnitur, okulary i ubranie. Dostaliśmy w sumie kilkaset złotych upustu. I chociaż nie udało się kupić taniej komputera, to wniosek jest jeden: w sklepach można się targować.
I warto.
– Możemy dać rabat 5 procent. Zapłaci pan 227 zł – ekspedient szybko wylicza końcową cenę.
– Często proponujemy rabaty klientom, którzy o to pytają – wyjaśnia właściciel salonu, Sławomir Rokita. – Negocjować można zawsze, a upust zależy od ceny towaru i samego klienta. Jeżeli jest to stały klient albo robi drogie zakupy, to może liczyć na większy rabat.
Ale nie wszędzie poszło nam tak gładko. W hipermarkecie „Real” nasza perswazja i argumenty na nic się zdają. Sprzedawcy nie chcą negocjować. – Ceny są ustalone centralnie i nie możemy ich zmieniać – wyjaśnia Kinga Jałowiec, dyrektor obiektu. – Obniżyć cenę można tylko na towar niepełnowartościowy.
Próbujemy dalej. W sklepie ze sprzętem AGD „Ducat” na Choinach interesuje nas pralka za 1999 zł. Pytamy o gwarancję, różne detale i wreszcie o cenę. – Pralka nam się podoba, ale jest trochę za droga.
Sprzedawca po namyśle obniża cenę do 1850 zł. Próbujemy zbić do 1800 zł. Bez rezultatu. – Ceny są ustalone przez producenta i nie możemy tak dowolnie nimi manipulować. Zdarza się, że producenci nie chcą potem współpracować z takimi sklepami – wyjaśnia sprzedawca. – A ostatnio wszyscy chcą się targować. Dwa lata temu to ludzie brali jak leci, a teraz 80 proc. klientów negocjuje cenę.
Pralkę już mamy. Przydałby się samochód, żeby ja zawieźć do domu. W salonie PZM „Daewoo” przy al. Tysiąclecia interesujemy się matizem za 25 tys. – Jesteśmy już prawie zdecydowani. Ale trochę drogo.
Kierownik salonu, Waldemar Rogulski, przekonuje nas, że cena i tak już zawiera rabat 7 tys. zł. – Auto ma centralny zamek i relingi dachowe za dużo mniejsze pieniądze niż normalnie.
W końcu jednak udało się coś wytargować. Dostaniemy za darmo radioodtwarzacz.
Nowy samochód wymaga odpowiedniego stroju, najlepiej szarego garnituru. W sklepie „Mirage” znajdujemy taki za 499 zł. Proponujemy 450 zł, potem 400 zł. Sprzedawca się zgadza. To może jeszcze jeden garnitur? I tu nasz największy sukces: za garnitur, który kosztował 399 zł, płacimy o 100 zł mniej.
Gorzej było w sklepie z komputerami. Nie dość, że żaden sprzedawca się nami nie zainteresował, to na propozycje negocjacji odesłali nas na bazar. – Tu jest porządny sklep – stwierdził ekspedient.
Lidia Baran-Ćwirta miejski rzecznik konsumentów w Lublinie
W takim wypadku sprzedawca ma kategoryczny obowiązek obniżenia ceny.