Jaką karierę zawodową ma przed sobą pedagog, a jednocześnie mama maleńkiego dziecka, gdy wolnych etatów w szkołach i przedszkolach jak na lekarstwo? Beata Smok postanowiła nie czekać, aż los się zacznie jej sprzyjać. Napisała biznesplan, znalazła lokal i... założyła miniżłobek "Baśniowa Kraina”.
– To praca dla mnie – nie miała wątpliwości.
Spełnić marzenia
Jednak życie ułożyło się inaczej. Pani Beata wyjechała za granicę.
– A po powrocie miałam dwa kłopoty: ze znalezieniem miejsca w żłobku dla mego synka i ze znalezieniem pracy dla siebie – mówi.
Wtedy postanowiła spełnić swoje marzenia i otworzyć własną placówkę opieki nad dziećmi.
Zaczęła od napisania biznesplanu i złożenia wniosku o dofinansowanie w urzędzie pracy. Dużo czas zajęło jej znalezienie odpowiedniego lokalu, a potem wyremontowanie go i dostosowanie do potrzeb miniżłobku. Zatrudniła plastyczkę, która pomogła jej przyozdobić ściany. Kupiła mebelki, zabawki, zatrudniła jeszcze jednego pedagoga i zareklamowała się w gazetach. "Baśniowa Kraina” wystartowała 1 listopada 2007 roku.
– Na początku przychodziło do nas sześcioro dzieci, teraz mamy ich już 20 – uśmiecha się pani Beata.
Uczą się samodzielności
Tu dzieciaki zwykle spędzają czas, gdy ich rodzice są w pracy.. Ale swoją pociechę można tu zostawić też okazjonalnie na kilka godzin.
– Mamy abonamenty miesięczne i godzinne – tłumaczy pani Beata.
W Baśniowej Krainie jest kuchnia, ale nie przygotowuje się tu pewnych posiłków. Opiekunki odgrzewają tylko to, co przyniosą rodzice. A dzieci uczą się samodzielnego jedzenia, odzwyczają się od pieluszek, rysują, recytują wierszyki.
Tylko synek pani Beata chodzi do prawdziwego przedszkola.
– Tu był zbyt zazdrosny, że zajmuję się innymi dziećmi – uśmiecha się pani Beata.
I zdradza, że marzy, by za kilka lat przekształcić swoją placówkę w prywatne przedszkole z prawdziwego zdarzenia. Takie, w którym część kosztów opieki pokrywa budżet miasta.