ROZMOWA z Rafałem Pikulem, prezesem firmy Deerhorn z Biłgoraja.
Zakładał Pan firmę jako młody człowiek. Nie miał pan kompleksów, żeby wchodzić na rynek, w którym jest tak duża konkurencja?
– Urodziłem się 1 września 1986 roku, a produkcję mebli zacząłem w 2019 r. Miałem 33 lata, więc aż tak młody nie byłem. Pomysł zrodził się z potrzeby chwili. Byłem na etapie budowy, a w zasadzie już urządzania swojego pierwszego domu. Aranżacją pomieszczeń zajęła się moja żona Kasia wraz z projektantką. Gabinet postanowiłem jednak zaprojektować sam. Wtedy bardzo dużo pracowałem przy komputerze i marzyłem o wyjątkowej przestrzeni do pracy. Podstawowym meblem miało być oczywiście biurko. Przeglądałem dziesiątki stron sklepów meblowych i nic mnie nie urzekło. Wtedy postanowiłem stworzyć własne biurko. Założyłem od razu, że blat musi być z drewna. Uwielbiam naturę i cenią jej terapeutyczną moc. Stworzyłem biurko cechujące się minimalizmem, nowoczesnym designem oraz wyjątkową jakością. Spontanicznie wykonałem kilka zdjęć i testowo umieściłem na kilku platformach sprzedażowych. Na odzew nie musiałem długo czekać. Zainteresowanie było tak duże, że w ciągu kilku miesięcy stworzyłem pierwszą pełną kolekcję i skoncentrowałem się na tworzeniu firmy meblowej pod marką Deerhorn.
ZŁOTA SETKA 2022 - POBIERZ PEŁNY RANKING NAJLEPSZYCH FIRM LUBELSZCZYZNY
Jakie były początki działalności?
– Trudne, ale pomagało mi niemal dziesięcioletnie doświadczenie w handlu internetowym. Wcześniej prowadziłem agencję reklamową. Do tego w prowadzeniu własnej działalności towarzyszyła mi ciągła miłość do natury. Pierwsze miesiące w Deerhorn były jednak szalonym okresem. W lecie 2019 r. biuro oraz produkcja znajdowały się w moim przydomowym garażu na 100 metrach kwadratowych. Cały zespół, wówczas kilkuosobowy, pracował ponad swoje siły. Ciągle brakowało miejsca i szybko byłem zmuszony zmienić lokalizacji na większą, a później na jeszcze większą. Dziś jesteśmy już w czwartym miejscu i znowu rozbudowujemy przestrzeń produkcyjną.
Trudne było tylko „rozkręcenie” firmy?
– Najtrudniejszym momentem był początek pandemii. Pamiętam, że w dniu, kiedy pojawił się pierwszy przypadek zachorowania w Polsce, na naszej stronie internetowej nie sprzedał się ani jeden mebel. Dziś, z perspektywy czasu, już inaczej patrzymy na okres pandemii, ale marzec 2020 roku był szczególny. Nie wiedziałem, czy klienci będą nadal kupować i czy w ogóle będę mógł produkować meble. Kwarantanny i inne obostrzenia stanowiły olbrzymie zagrożenie dla przedsiębiorstwa. Postanowiłem wtedy zmodyfikować ofertę i skupić się na meblach do domowych gabinetów. Wcześniej w strategii firmy priorytetem były zamówienia na wyposażenie biur oraz całych biurowców. Ten rynek zamarł, ale za to home office stał się hitem. Szczęśliwie kwarantanny nie zachwiały funkcjonowaniem fabryki.
Co dziś jest największym wyzwaniem?
– W mojej ocenie, zdecydowanie inflacja. Z uwagi na rosnące koszty utrzymania klienci mają mniej pieniędzy na zakup mebli. Zamiera aktywność gospodarcza i tym samym słabną inwestycje w wyposażenie biur. Obecna, trudna sytuacja w sektorze meblowym spowodowana jest bardziej nie stricte inflacją, ale konsekwencjami walki z inflacją. Podniesienie stóp procentowych przełożyło się w błyskawicznym tempie na sektor budowlany, od którego też jesteśmy zależni. Jest nam trudniej, ale jako mały podmiot liczący około 50 pracowników, nadal możemy się rozwijać. Nie chciałbym w tym momencie zarządzać gigantycznym przedsiębiorstwem. Takie podmioty są niemal „przy- klejone” do cyklu koniunkturalnego. My jeszcze możemy rosnąć konsekwentnie budując markę mebli premium.
Czy pochodzenie z Lubelszczyzny przeszkadza, czy pomaga w prowadzeniu działalności?
– Lubelszczyzna to region, w którym się wychowałem i jestem z nim szczególnie związany. Obszar ten jest bogaty pod względem kultury czy turystyki, ale w aspekcie biznesowym również ma wiele zalet. Po pierwsze posiadanie fabryki na tym terenie podnosi konkurencyjność z uwagi na niższe koszty pracownicze. Oczekiwania płacowe są zdecydowanie niższe niż na zachodzie kraju. Ceny nieruchomości komercyjnych czy gruntów też zachęcają do inwestycji. Co więcej, mamy coraz lepszą infrastrukturę drogową ułatwiającą logistykę. Meble Deerhorn wysyłamy do każdego zakątka naszego kraju, a informację o pochodzeniu z Lubelszczyzny z dumą komunikujemy w przekazach marketingowych. W tym roku został nam przyznany tytuł Marka Lubelskie, co jest dla nas szczególnym wyróżnieniem.
Jakie są plany na przyszłość?
– Głównym celem jest budowanie silnej marki meblowej Deerhorn na terenie całej Polski oraz za granicą. W czerwcu otwieramy pierwszy showroom w Niemczech. Już teraz napływa sporo zapytań od naszych zachodnich sąsiadów. Nie wspomniałem o tym wcześniej, ale od początku istnienia Deerhorn głównym założeniem było produkowanie mebli tylko pod własną marką. Nie mamy nawet jednego odbiorcy hurtowego, a cała sprzedaż odbywa się naszymi kanałami.