
W lubelskim Sądzie Okręgowym rozpoczął się proces Bogdana S., który niemal 30 lat temu dokonał morderstwa na ulicy Kossaka w Lublinie. Na jego trop trafili po latach śledczy z lubelskiego Archiwum X.

– Ja zabiłem pani tatę i chciałbym za to przeprosić. Wiem jaki ból sprawiłem pani, reszcie rodziny. O wybaczenie nie mam prawa prosić – mówił oskarżony w słowach skierowanych do córki ofiary. – Zabiłem, ale nie zgadzam się z zarzutem prokuratura. Nie było moim celem pozbawienie życia. Lata 90. to był czas szalejącego bezrobocia. Kilka lat wstecz byłem zmuszony sprzedać swoje gospodarstwo rolne, by spłacić zobowiązania wobec banku i poszukiwałem zajęcia. Udawało mi się jednak znaleźć tylko prace dorywcze. Założyłem też firmę, ale ona zbankrutowała. W międzyczasie byłem skazany za oszustwo – mówił oskarżony podczas składania wyjaśnień pierwszego dnia rozprawy.
Sensacyjne filmy i pieniądze na ślub
Bogdan S. w sylwestra 1994 roku poznał swoją partnerkę. Po kilku miesiącach okazało się, że ta jest z nim w ciąży, więc postanowili wziąć ślub.
– Wobec absolutnego braku pieniędzy i perspektyw wpadłem na nieszczęsny pomysł z napadem. Pogubiłem się. Pomysł był taki, że obezwładnię kogoś z większą sumą pieniędzy i go okradnę. Wynająłem mieszkanie i dałem ogłoszenia do gazet – mówi oskarżony, który wówczas podawał się za pośrednika w sprzedaży samochodów ze Szwajcarii. W ten sposób nawiązał kontakt z 37-letni Wojciechem, który był zainteresowany ofertą.
– W dniu 19 czerwca 1995 roku partnerka udzieliła notarialnego pełnomocnictwa 37-latkowi na zakup w jej imieniu samochodu osobowego w Szwajcarii. 19 czerwca 1995 roku, około godz. 12.40, taksówką pojechał na ul. Kossaka. Posiadał przy sobie około 6800 dolarów, 300 funtów – relacjonują śledczy.
Bogdan S. zwabiając mężczyznę do mieszkania, postanowił go ogłuszyć, związać, zabrać pieniądze i uciec, po czym o wszystkim zawiadomić policję. Tak też uczynił, choć nie wszystko poszło zgodnie z planem.
– Kiedy go uderzyłem, a jego jedyną reakcją było przekleństwo, wpadłem w panikę. Wojciech był mężczyzną dużej postury. Bałem się bezpośredniej konfrontacji z nim. Według filmów, których się naoglądałem, ofiara powinna upaść, a nawet stracić przytomność. Tak wtedy rozumowałem. Uderzyłem więc jeszcze raz. Bez skutku. Wtedy uderzyłem po raz trzeci. Dopiero wtedy upadł. Związałem go, zakneblowałem i uciekłem – mówił oskarżony.
Mężczyzna zgodnie z planem pojechał taksówką do Warszawy. W międzyczasie, gdy czuł, że nic mu już nie zagraża, zadzwonił na policję – mówiąc: „Jedźcie ratować chłopa, może jeszcze żyje”. Jak twierdził, nie podejrzewał, że mężczyzna może rzeczywiście nie żyć. Chciał w ten sposób wywołać jednak szybką reakcję policji.
Tego samego dnia w mieszkaniu przy ul. Kossaka w Lublinie odnaleziono zwłoki mężczyzny. Policja znalazła ciało skrępowane i skneblowane krawatem. Według badań śledczych, 37-latek dostał kilka ciosów w głowę, a przyczyną śmierci było uderzenie tępym narzędziem w potylicę. Przy ofierze nie było również pieniędzy.
Nie było dnia, żebym o tym nie myślał
O tym, że Wojciech zmarł oskarżony dowiedział się z programu telewizyjnego 997. Był w szoku, nie zgłosił się jednak na policję, ponieważ się bał. Od tamtej pory nazwisko ofiary towarzyszyło mu jednak przez całe życie.
– Popełniłem czyn straszny, haniebny. Zabrałem rodzinie męża i ojca. Jest mi wstyd przed jego, ale też moją rodziną. Wstyd przed samym sobą. Do dziś trudno mi uwierzyć w to co się stało, lecz będę musiał do końca życia nosić to brzemię. Przez 28 lat trzymałem to w sobie. Nie było dnia żebym o tym nie myślał – mówił oskarżony.
Bogdan S. przyznał się do zabójstwa, jednak polemizował z aktem oskarżenia. Jak twierdził, nie działał z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia. Jego celem było tylko zdobycie pieniędzy potrzebnych na ślub.
Dochodzenie Archiwum X
Na miejscu zbrodni zabezpieczono wiele śladów w postaci odcisków palców, śladów biologicznych oraz osmologicznych, a także odręczne zapiski naniesione na prasie o tematyce motoryzacyjnej. Jednym z dowodów był również portfel oskarżonego i znajdujące się w nim jego zdjęcie. Właściciele mieszkania od razu rozpoznali, że wizerunek przedstawia chwilowego lokatora. Nie pomogło to jednak w wykryciu sprawcy, a śledztwo w 1996 roku zostało umorzone.
Po latach do nierozwiązanej sprawy wrócili policjanci z Archiwum X - specjalnego wydziału do spraw niewyjaśnionych. Śledczy wykonali m.in. badania genetyczne, daktyloskopijne i grafologiczne. Okazało się, że wytypowana osoba nigdy nie przewijała się w postępowaniu, a sprawcą jest mający wówczas 32-lata mieszkaniec Białegostoku.
– Mężczyzna był nierozpoznany przez wszystkie te lata, ponieważ dokonując przestępstwa posługiwał się skradzionym wcześniej dowodem osobistym z doklejonym swoim zdjęciem. Przed zrobieniem zdjęcia ucharakteryzował się do tego stopnia, iż nikt przez 29 lat od popełnienia zbrodni, pomimo licznych publikacjach w ogólnopolskich mediach, nie rozpoznał go. Mężczyzna przez ostatnich kilkanaście lat ukrywał się poza terytorium Polski – wyjaśnia nadkomisarz Andrzej Fijołek, rzecznik KWP w Lublinie.
62-latek został zatrzymany 6 marca 2024 roku na warszawskim Okęciu. Towarzyszącej mu wówczas, nieświadomej niczego żonie, miał powiedzieć: „Nie zobaczymy się bardzo długo”.
Bogdanowi S. może grozić nawet dożywocie.
