Najpierw groził spaleniem lokalu, jeśli jego właścicielka nie zapłaci haraczu. Potem wraz z innymi bandziorami napadł na nią i kompletnie zniszczył jej samochód.
O sprawie pisaliśmy w piątek. Leszek P. jest podejrzany o to, że próbował wymusić haracz od właścicielki jednego z puławskich pubów. Mężczyzna odwiedzał ją przez kilka dni wraz ze swoim kompanem. Straszyli, że jeśli nie zgodzi się płacić cotygodniowego haraczu, podpalą jej lokal. - Powiedzieli, żebym oszacowała ile im mogę przekazywać za "ochronę”. Oczywiście nie zgodziłam się na żaden haracz - opowiada właścicielka lokalu.
Pewnie dlatego Leszek P. wraz z innymi bandziorami po kilku dniach napadli na kobietę. Właścicielka pubu siedziała w samochodzie, kiedy z obu stron zajechały jej drogę dwa inne auta. Wysiedli z nich mężczyźni w kapturach i z kijami bejsbolowymi. Kiedy kobieta zamknęła się w aucie, napastnicy zaczęli go okładać kijami. Do środka wpuścili też gaz.
Po kilku godzinach policja zatrzymała Leszka P. Prokuratura złożyła wniosek o areszt, na który sąd w Puławach wprawdzie przystał, ale jednocześnie wyznaczył 25 tys. zł poręczenia majątkowego, wpłacając które mężczyzna mógł wyjść na wolność. Tak też się stało i Leszek P. opuścił areszt. A jeszcze tego samego dnia w drugim samochodzie właścicielki pubu ktoś poprzecinał opony.
Na decyzję sądu pierwszej instancji zażalenie złożyła prokuratura.
Dzisiaj natychmiast po ogłoszeniu decyzji sądu policjanci zatrzymali Leszka P. - Zostanie przetransportowany do aresztu - zapowiedział Marcin Koper, rzecznik puławskiej policji.