Szczupła postać w żółtej kurtce wysiada z luksusowego auta. Uśmiech na twarzy, w ręku duża walizka. Za chwilę 200 osób cierpiących na raka, choroby serca czy reumatyzm ma wyzdrowieć. Z taką nadzieją tu przyszły. A tę nadzieję daje im znany uzdrowiciel.
Świadectwa pozytywnego wpływu uzdrowiciela przytaczają też inne osoby z kolejki. - Moja mama przez rok nie musiała brać leków na nadciśnienie. Po spotkaniu z Harrisem poczuła się po prostu lepiej - mówi pani Urszula.
Bracia Mariusz i Krzysztof Piotrowscy nie chorują na nic poważnego. - Mam skrzywiony nos, ale w tym uzdrowiciel mi chyba nie pomoże - żartuje Mariusz. Bracia przyszli ze swoją ciocią. Są jednak sceptyczni co do możliwości wyleczenia kogoś za pomocą dotyku. - Ale na pewno nie będziemy się naśmiewać z ludzi, którzy tu przyszli. To jest jak z totolotkiem. Liczy się wiara, że można się wyleczyć. Ludzie, którzy grają w totka też wierzą, że wygrają, choć szansa jest niewielka - mówi Mariusz.
Chudy człowiek w żółtym ortalionie
- Podotykał nas trochę, zobaczymy, co będzie - śmieje się starszy mężczyzna. - Jakoś tak się czuję weselej - mówi inna kobieta chwilę po wyjściu z pokoju.
Nie można czuć się inaczej, bo twarz Harrisa aż promienieje radością i optymizmem. I nawet gdyby jego dłonie nie miały żadnej mocy, to każda osoba, która była przez niego leczona, wyjdzie z odrobiną nadziei.
Podczas leczenia Harris jest skupiony, ale co chwilę do kogoś zagaduje i żartuje. Od razu martwi się już też o następne spotkanie z puławianami. Każdemu daje bezpłatne bilety na kolejny seans za miesiąc. Po jednym na osobę. Jak ktoś próbuje wziąć więcej niż jeden bilet - to wciąż z uśmiechem na twarzy - ruga delikwenta: Tylko jeden na osobę!
Ofiary i datki
Dziś Puławy, jutro Rzeszów
A urodził się 63 lata temu w Wielkiej Brytanii. Do Polski przyjechał z Kanady, dlatego w powszechnej świadomości funkcjonuje jako Kanadyjczyk. Pierwsze spotkania z Polakami wspomina jego pomocniczka Anna Łożyńska: W latach 70. przychodziły tłumy ludzi. W jednym z lubelskich kościołów ludzie czekali do 2-3 w nocy. Wtedy przyjeżdżał w jedno miejsce raz do roku. Dlatego zawsze przychodziły tysiące ludzi - opowiada Anna Łożyńska.
Psy, przyjaciele Harrisa
Co nie podoba mu się w Polsce i w ogóle w Europie? To, że władza jest taka słaba. - Nie znam waszego nowego prezydenta, więc nie wiem jaki jest - mówi. - Ale kiedy jadę do Afryki czy Azji to tam wystarczy jedno słowo i wszystko jest załatwione. Tamta władza jest silna - podkreśla. Harris leczy w Polsce od bardzo dawna, poznał więc także PRL. - Gierek nie był taki skłonny do pomocy. Za to jak jechało się do Związku Radzieckiego, to Breżniew był bardzo pomocny - śmieje się Harris.
Spotkanie w Puławach trwało prawie dwie godziny. Jest już późny wieczór. Harris wsiada do swego lexusa i odjeżdża do hotelu. Jutro odwiedzi kolejne miasta. - See you później - rzuca na pożegnanie.