W poniedziałek w tym samym czasie w centrum Puław, po dwóch stronach ratusza zorganizowano dwie manifestacje. Reakcją na Ogólnopolski Strajk Kobiet z hasłem „nie składamy parasolek” była pikieta narodowców „w obronie życia”.
Przed Urzędem Miasta zgromadzili się: przeciwnicy polityki rządu, feministki, osoby o poglądach lewicowych, kobiety z parasolkami utożsamiające się z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet oraz wszyscy, którzy mieli ochotę wyrazić swój niepokój. Czytano historie molestowanych kobiet, które przytaczały dziesiątki przykładów świadczących o swojej bezsilności wobec przedmiotowemu traktowaniu przez mężczyzn. Skandowano hasła dotyczące wolności, godności i szacunku.
– Zawsze utożsamiam się z tymi, którzy występują w obronie swobód demokratycznych, tolerancji i wzajemnego szacunku. Chcę podkreślić, że problem aborcji jest sprawą drugorzędną w tym strajku. My chcemy przede wszystkim spokoju, chcemy pracować, wychowywać dzieci, wnuki. Nie chcemy być ciągle zaskakiwani szalonymi decyzjami rządzących, jak obrażanie się na naszych sąsiadów, czy dążenie do konfliktu z innymi krajami – mówiła Elżbieta Adamowicz, jedna z uczestniczek „strajku kobiet”.
– Jestem tutaj, bo chcę, żeby kobiety w całym kraju się zjednoczyły i mogły decydować o sobie. Poza tym od paru miesięcy trzęsę się ze strachu i nie mogę spać. Czuje się naprawdę zagrożona tym wszystkim, co się dzieje. Są naciski na ludzi, a zwłaszcza na kobiety. To obóz rządzący za tym stoi i ja dlatego przyszłam tutaj protestować – przyznała pani Ewa.
– Jesteśmy za świeckim państwem, ustąpieniu starszych na rzecz młodszych np. na rynku pracy i w polityce, przeciw „wyciąganiu teczek”, przeciw głosom nienawiści wobec kobiet i majstrowaniu przy Trybunale Konstytucyjnym. Nazbierało się tego trochę, ale przede wszystkim chcemy być głosem kobiet, które w końcu przestały bać się mówić o tym, czego chcą – wyjaśnia Elwira Borowiec, organizatorka pikiety.
Na placu Chopina, niedaleko od Urzędu Miasta, gdzie odbywał się „strajk kobiet” zebrała się grupa ich przeciwników skupiona wokół dużego baneru przedstawiającego rozczłonkowany ludzki płód. To, jak tłumaczyli, miało w zamyśle pomóc uświadomić uczestników konkurencyjnej manifestacji. – Pokazać im za czym tak naprawdę są – tłumaczyli uczestnicy „kontrpikiety”. Zorganizowały je puławskie środowiska konserwatywne. „Nie - dla aborcji” – skandowali.
– Chcemy pokazać, że mamy jakieś wartości, że walczymy za życiem i że Puławy nie stoją tylko po jednej stronie tego sporu – tłumaczy Klaudia Bernat z organizacji Narodowe Puławy, której towarzyszyła Magdalena Łońska z fundacji „Życie i Rodzina”, organizatorka kontrmanifestacji. – Sprzeciwiamy się aborcji. Chcemy zapytać kobiety, które ją popierają, ale nie przyznają się do tego, zasłaniając się sformułowaniem, że są za prawem wyboru. Niech dokończą, wyboru do czego? Dzisiaj lekarz może zaproponować kobiecie aborcję, jako jedno z rozwiązań w przypadku patologii ciąży. My uważamy, że powinien na równi traktować kobietę i dziecko. Nie traktujmy aborcji, jak lekarstwa – tłumaczy.
Podobne argumenty przytacza także Maria Maciąg, starsza mieszkanka Puław, która przyszła na plac, żeby wesprzeć kontrpikietę. – Ja za tymi, którzy bronią życia, a przeciwko tym, którzy go nie szanują. Sama urodziłam troje dzieci i uważam, że każde życie powinno być chronione od poczęcia do naturalnej śmieci, bo jesteśmy katolickim krajem – mówiła.
Wśród narodowców nie brakowało także mężczyzn, którzy najgłośniej skandowali antyaborcyjne hasła. – Jestem tutaj po to, żeby bronić kobiet i polskich wartości – mówił Bartosz Okoń.