Dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w październiku bił na alarm, informując m.in. Centrum Zarządzania Kryzysowego w resorcie rolnictwa oraz całą swoją załogę o próbach „destabilizacji” zakładu. Okazało się, że za takie zagrożenie uznano… dziennikarkę z lokalnego tygodnika.
Krzysztof Niemczuk mówił o ryzyku związanym z próbą destabilizacji pracy instytutu i innych działaniach podejmowanych przeciwko niemu. Powagi tej sytuacji dodawały również działania szefa PIWET-u, czyli zaalarmowanie Centrum Zarządzania Kryzysowego przy Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Prokuratury Rejonowej w Puławach. Śledczy zostali poinformowani o wtargnięciach na teren zakładu.
Dzisiaj wiemy, że za tymi „wargnięciami” stała Anna Filipowska, dziennikarka jednej z lokalnych gazet, która na teren instytutu została wpuszczona przez strażnika na bramie. Do PIWET-u przyszła, jak tłumaczy, w imieniu fundacji zajmującej się dokarmianiem zwierząt, a towarzyszyły jej Sabina Wolska i Alicja Domańska.
- Przyszłyśmy zostawić podanie o przekazanie karmy dla bezdomnych zwierząt, ale zanim udałyśmy się do sekretariatu, zaprosiłam panie na herbatę do baru znajdującego się za bramą. Byłyśmy tam krótko, bo uznałyśmy, że możemy nie zdążyć odwiedzić kolejnej firmy. Nikt nas nie zatrzymywał - opowiada dziennikarka. - Byłyśmy w sekretariacie, zostawiłyśmy podanie i wyszłyśmy. Normalnie otworzono nam bramę - dodaje Alicja Domańska.
Problem w tym, że kobiety otrzymały zezwolenie na wjazd do bufetu i tylko tam. Gdy ruszyły w innym kierunku, niż wskazany, popełniły błąd. Początkowo na niego nie zareagowano, ale gdy po kilku dniach dziennikarka znów udała się na stołówkę, tym razem spotkała się z odmową wjazdu. Ostatecznie dyrektor powiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.
Szef placówki nie ma wątpliwości, że postąpił właściwie. – Chcę podkreślić, że jesteśmy elementem infrastruktury krytycznej państwa polskiego. To jest obszar, którego bezpieczeństwo jest ekstremalnie ważne. Nigdy nie wiemy, jakie zamiary ma osoba, która dokonuje wtargnięcia. Dlatego nie robimy wyjątków. W ten sam sposób potraktowalibyśmy każdego, bez względu na zawód, jaki wykonuje – tłumaczy dyrektor Krzysztof Niemczuk.