Podczas niedzielnych dożynek wojewódzkich w Końskowoli doszło do organizacyjnego incydentu. Krzysztof Szulowski, kandydat PiS do Sejmu, miał poważne problemy z uzyskaniem zgody na przeczytanie listu od prezydenta Andrzeja Dudy.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Polecenie osobistego przeczytania listu Szulowski dostał od Małgorzaty Sadurskiej, szefowej kancelarii prezydenta. Tu pojawił się problem. Organizująca oficjalną część ceremonii dożynek kancelaria marszałka województwa nie przewidywała żadnych odczytów. Kandydat na posła nie otrzymał więc zgody na wystąpienie.
– Nigdy w życiu nie byłem tak zdenerwowany. Ta sytuacja była bulwersująca. Miałem upoważnienie od szefowej kancelarii i oryginalny list. To był dramat – relacjonuje Krzysztof Szulowski.
Po kilkunastu nerwowych minutach, telefonie od Małgorzaty Sadurskiej do organizatorów oraz pomocy ze strony Pawła Nakoniecznego, obecnego na miejscu członka Zarządu Województwa, który znał Szulowskiego osobiście, zgoda na przeczytanie listu została wydana. Niesmak jednak pozostał.
– List od prezydenta powinien być dla organizatorów dożynek honorem. Takie zachowanie, próba niedopuszczenia do jego przeczytania, ma podłoże polityczne. To przykład zawłaszczania państwa – dodaje poirytowany Szulowski, przekonany o tym, że władze województwa nie życzyły sobie listu Andrzeja Dudy.
Innego zdania jest Paweł Nakonieczny. – Powtarza się to, że kancelaria prezydenta nie szanuje tego, co było regułą u wszystkich poprzednich prezydentów. Przyjęty zwyczaj i dobre wychowanie nakazuje poinformować zawczasu organizatora o zamiarze wysłania kogoś na dane wydarzenie. Tak się nie stało. Organizatorzy byli zaskoczeni obecnością pana Szulowskiego. Nie znali go i nie byli przekonani, co do prawdziwości listu, który miał przy sobie – wyjaśnia Nakonieczny i zapewnia, że gdyby taka informacja została przez kancelarię prezydenta przysłana, zgoda na przeczytanie listu z pewnością zostałaby wydana.
– Dla pana prezydenta na pewno zrobilibyśmy wyjątek, chociaż przyjęliśmy określone reguły tempa ceremonii. Nie chcieliśmy, żeby trwała zbyt długo, a listów wpłynęło, jak zwykle, bardzo wiele. Żaden, poza tym jednym, nie został przeczytany – dodaje Nakonieczny.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w kancelarii prezydenta, zwyczajem jest informowanie organizatorów o zamiarze wysłania listu na dane wydarzenie. Trwa sprawdzanie, czy w tym przypadku doszło do zaniedbania.