Pomagali tylko w sytuacji zagrożenia życia. We wtorek i środę lekarze z puławskiego szpitala odeszli od łóżek chorych. Zamknięte były też przychodnie specjalistyczne.
W puławskim szpitalu nie pracowali lekarze ze wszystkich oddziałów. Przychodnie specjalistyczne przy szpitalu i na ul. Centralnej były także zamknięte. W tej ostatniej tuż przy wejściu do budynku były wydawane wyłącznie wyniki badań. Wyjątkiem była poradnia onkologiczna, gdzie pacjenci byli przyjmowani bez przeszkód. Pracowali też lekarze podstawowej opieki zdrowotnej.
Większość chorych ze zrozumieniem podeszła do rozpoczętego we wtorek strajku. Niektórzy byli jednak zdania, że taka forma za bardzo uderza w pacjentów. – Jestem zdegustowana. Rozumiem, że służba zdrowia jest niedofinansowana, ale dlaczego musimy cierpieć my, czyli pacjenci? Wzięłam wolne, żeby przyjść z matką do lekarza, a tu okazało się, że nic dziś nie załatwimy – mówi rozżalona pani Agnieszka.
Dwudniowy protest był na razie strajkiem ostrzegawczym. Zanim jednak do niego doszło, załoga szpitala wypowiedziała się w referendum. 98 proc. głosujących było za jego rozpoczęciem. Wkrótce okaże się też, czy dojdzie do zaostrzenia protestu i ogłoszenia strajku bezterminowego. Wtedy mogą się do niego przyłączyć także pielęgniarki. – Na razie normalnie pracowałyśmy, ale oczywiście jesteśmy po tej samej stronie, co lekarze. Po prostu nie chciałyśmy, żeby pacjenci byli pozostawieni bez żadnej opieki – mówi Lidia Twardowska, prze-
wodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Rozmowa ze Zbigniewem Wasiakiem, pacjentem
• Wyszedł pan z przychodni z kwitkiem...
– Choruję na zwyrodnienie stawów. Właśnie chciałem dostać od ortopedy skierowanie na badania szpitalne. Ale dopiero na miejscu dowiedziałem się, że dzisiaj strajkują. Teraz nie wiem, gdzie mam pójść. Chyba już nic nie załatwię.
• Ale nie jest pan szczególnie zdenerwowany.
– Rozumiem lekarzy, dlatego nie czuję złości. Wiem, że bardzo mało zarabiają. Przy pracy jaką wykonują, wyższe zarobki jak najbardziej im się należą. A potem są takie efekty, że większość wykształconej kadry lekarskiej wyjeżdża za granicę. Nasz minister zdrowia coś próbuje z tym zrobić, ale czy mu się uda to nie wiem.
• Czy taka forma protestu nie jest zbyt ostra?
– Dla mnie nie jest szczególnie uciążliwa, ale wiem, że dla wielu osób taka może być. Wiadomo, że o swoje trzeba walczyć, ale wolałbym, żeby nie dochodziło do takich sytuacji jak zapraszanie do opieki nad chorymi do szpitala ich rodzin. To byłby już absurd.
Rozmawiał Paweł Buczkowski
Rozmowa z Krystyną Kapyś, przewodniczącą Związku Zawodowego Lekarzy w puławskim szpitalu
• „Nie macie prawa kupczyć zdrowiem i życiem pacjentów”. Czy ten tekst ze strajkowego transparentu jest skierowany do decydentów naszego miasta?
– Jak najbardziej. Przecież to starostwo jest właścicielem szpitala. Chcemy skłonić decydentów do głębszego zastanowienia się nad sytuacją naszej placówki. Chociaż oczywiście wiemy, że służba zdrowia musi być bardziej dofinansowana z budżetu centralnego.
• Myślicie, że takie strajki przyniosą jakieś skutki?
– Chcemy, żeby dotarło wreszcie do polityków, że taka służba zdrowia dłużej nie przetrwa.
Po prostu bijemy na alarm.
• Czego żądacie dla siebie?
– Podwyżek. W tym roku o 30 proc.,
a w przyszłym podwójnej średniej krajowej dla lekarzy i także znaczącej podwyżki dla pielęgniarek.
• Przez to, że pomagacie tylko w sytuacjach zagrożenia życia, możecie narazić się na nieprzychylne głosy pacjentów...
– Większość ludzi jednak nas popiera. Nie słyszałam, żeby ktoś twierdził, że nasz strajk jest bez sensu.
Rozmawiał Paweł Buczkowski