Gdy w środę Malwina Kopron, świeżo upieczona brązowa medalistka Mistrzostw Świata w Londynie, pojawiła się na siłowni w rodzinnych Puławach, czekał na nią tort, kwiaty i gratulacje od kibiców, koleżanek i kolegów. Jej ostatnie sukcesy to zasługa m.in. dziadka i trenera, Witolda Koprona.
Powitanie brązowej medalistki w rzucie młotem, które na jej cześć przygotowali znajomi było efektowne. Gdy przekroczyła próg siłowni przy al. Partyzantów w Puławach, otrzymała tort w kształcie leżącego na trawie młota i napisem „2017 MŚ Londyn”. Trener od ćwiczeń siłowych, Robert Borucki wręczył zawodniczce bukiet kwiatów, po czym reprezentantka Polski utonęła w uściskach. Były wspólne zdjęcia i wspomnienia emocji, jakie puławianka dostarczyła wszystkim kibicom.
Oszczep i młot
Wśród witających nie mogło zabraknąć także dziadka oraz trenera Malwiny, Witolda Koprona. To właśnie pod jego opieką ustabilizowała formę, poprawiła koncentrację, technikę i długość rzutów. Dziś sama przyznaje, że jest w stanie rzucić nawet 78 metrów.
Jak to się stało, że Puławy doczekały się najbardziej utalentowanej młodej młociarki w kraju? Jak się okazuje, Malwina już od dziecka lubiła rywalizować z innymi. - Była żywym dzieckiem. Lubiła ruch, skakanie, bieganie i rzucanie wszystkim, czym się da. Już w szkole podstawowej wygrywała czwórbój, potrafiła także bardzo daleko rzucić piłeczką palantową - wspomina trener medalistki.
Fakt, że jej dziadek był wtedy (i nadal jest) trenerem lekkoatletów Wisły Puławy także miał ogromne znaczenie. Jego wnuczka polubiła treningi, a za nimi bardzo szybko przyszły pierwsze sukcesy. Początkowo na równi traktowała oszczep i młot, a jak przekonuje trener ciężarówców Wisły Puławy, Robert Borucki, w tej dyscyplinie także mogłaby się sprawdzić.
- Pamiętam, jak miała 11, czy 12 lat, gdy dziadek zaczął ją przyprowadzać do nas na siłownię. Robiła takie same ćwiczenia, jak my, rwanie, podrzuty, ciągi. Od początku było widać, że ma duży talent, a do tego jest bardzo pracowita. Jakieś siedem lat temu zdobyła 4 miejsce w trójboju siłowym na Mistrzostwach Polski. Uważam, że ma ogromne możliwości.
32 metry
Pierwszy sukces w młocie Malwina osiągnęła podczas zawodów w Stalowej Woli, gdzie w bardzo młodym wieku rzuciła dwukilowym młotem na odległość 32 metrów.
- Ileż tam było radości, chyba jeszcze więcej, niż teraz w Londynie. To właśnie od tamtej pory zaczęła się ukierunkowywać w kierunku tej dyscypliny - mówi Witold Kopron, który bardzo dobrze pamięta niemal każde zawody, w których uczestniczyła jego podopieczna. Z pamięci wymienia wyniki, daty i sypie anegdotami. Jedna z nich dotyczy Mistrzostw Polski Juniorów w Zielonej Górze, przed którymi skręciła kostkę.
- Założyli jej gips, ale mimo tego nie poddała się. Prosiła, żebym pozwolił jej zostać na zgrupowaniu. Powiedziałem, że jeśli we wtorek (w sobotę były zawody) stanie na tej nodze, to zostanie. Widziałem w jej oczach łzy, ale jednocześnie takie zacięcie, że stanęła na tej nodze. Gips zdjęli jej na stadionie, rzuciła i zakwalifikowała się do finału, ostatecznie była druga, do zwycięstwa zabrało dwóch centymetrów.
Kadra
Z każdym kolejnym rokiem jej kariera przyspieszała. Sześć lat temu została srebrną medalistką mistrzostw świata juniorów młodszych we Francji, a następnie zwyciężyła na Olimpiadzie Młodzieży w Płocku. Jej konkurentka poprawiła wtedy swój rekord życiowy o 6 metrów, ale na Malwinę to było za mało. Z zawodów w Białymstoku przywozi dwa złote medale - za rzut młotem i oszczepem.
Jej sukcesy dostrzega trener kadry narodowej, Czesław Cybulski i zapada ważna decyzja pożegnania z dziadkiem Witkiem. Zaczynają się zgrupowania kadry, biało-czerwone dresy, inny rodzaj treningów i kolejne postępy. Niestety: na najważniejszych zawodach, czyli mistrzostwach świata w Pekinie i igrzyskach w Rio de Janeiro, nie rzuca tego, co potrafi.
W ubiegłym roku decyduje o powrocie pod skrzydła dziadka.
Technika i głowa
- Wróciła i powiedziała „dziadziu, ja chcę z tobą trenować” Cała nasza rodzina uznała, że to dobry pomysł. Od września więc znów trenujemy, ale inaczej, niż na kadrze. Ja stawiam na dynamikę i technikę, bez nadmiernego obciążania i to przynosi efekty - mówi pan Witold, który wierzy w to, że jego wnuczka może rzucać nawet powyżej 80 metrów. - Oczywiście, że jest to możliwe. Wszystko opiera się na technice i głowie.
Zdaniem dziadka, puławianka podczas ostatnich mistrzostw w Londynie mogła rzucać jeszcze lepiej, ale kłopoty Anity Włodarczyk zaburzyły scenariusz, który sobie założyła. - To tylko moje zdanie, ale uważam, że gdyby Anita od razu rzuciła swoje, to Malwina byłaby bardziej wyluzowana, a tak cały ciężar spadł na nią i stąd te kolejne, zepsute rzuty - tłumaczy.
Mobilizacja
Sama zawodniczka przekonuje, że to nie miało znaczenia. - To był dziwny konkurs, bo wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że Anita jednym rzutem go ustawia, ale ja cały czas w nią wierzyłam. Byłam o nią spokojna - mówi zawodniczka AZS UMCS Lublin. Same zawody wspomina bardzo dobrze. Jak przyznaje, w przeszłości te ogromne tłumy na zapełnionych stadionach powodowały u niej stres, ale dzisiaj nie ma już po tym śladu. - Jeszcze bardziej mnie to mobilizuje. Sama byłam zaskoczona tym, jak jestem spokojna, ale emocje mam w sobie cały czas. Nawet dzisiaj wszyscy tutaj ekscytujemy się tym. Cieszę się, że cały ten wysiłek jest doceniany - mówiła tuż po powitaniu w puławskiej siłowni Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, gdzie w środę pojawiła się z medalem na szyi.
Jej znajomi z siłowni, zarówno sportowcy, jak i zwykli mieszkańcy, którzy dbają o formę, cieszą się, że mają okazję ćwiczyć u boku jednej z najbardziej utalentowanych lekkoatletek w Polsce. - To bardzo sympatyczna, prostolinijna dziewczyna, która wszystkich nas tutaj zauważa. Uważam, że to zaszczyt być znajomą kogoś takiego. Bardzo gratuluje jej i dziadkowi. Oglądając w telewizji jej występy czułam się bardzo dumna - mówi Teresa Stępień, która przyznaje, że mimo wieku, stara się „nie rdzewieć” i dlatego regularnie korzysta z siłowni.
Igrzyska
Puławianka, co warto podkreślić, po powrocie pod opiekę dziadka chciała być zawodniczką miejscowej Wisły, ale nie udało się dojść do porozumienia z zarządem klubu co do warunków.
- Nie chcieli nas. Powiedzieli, że moja wnuczka może zarabiać tyle samo, co piłkarze, czego zupełnie nie rozumiem. Nie zgodziłem się na to, więc usłyszałem, że „może sobie iść” - przyznaje z rozczarowaniem w głosie Witold Kopron. Malwina Kopron reprezentuje teraz lubelski AZS UMCS, a finansowo wspiera ją Grupa Azoty.
Najbliższe plany to wyjazd do Warszawy na wtorkowy Memoriał Kamili Skolimowskiej, a następnie wylot do Tajwanu na Uniwersjadę. Największym marzeniem i celem numer jeden są teraz Igrzyska Olimpijskie w 2020 roku. - Medal olimpijski byłby taką wisienką na torcie - mówi Malwina Kopron, która podobnie jak jej dziadek, wierzy w pokonanie granicy 80 metrów.