Z listy startów tylko w tym sezonie: 9 razy pierwsze miejsce, sześć razy drugie, trzy razy trzecie. Ile wyścigów ma za sobą pan Sylwek? Trudno powiedzieć, bo już dawno przestał je liczyć.
Feralny dzień
To było w sierpniu 1979 r. Sylwek miał wtedy 17 lat. Uczył się w Puławach, w "samochodówce”. Próbował wskoczyć do pociągu. Nie udało się, poślizgnął się na schodku i znalazł się pod kołami. W wypadku stracił obie nogi. 13 miesięcy spędził w szpitalu, potem trafił na turnusy rehabilitacyjne.
Na gościnnych występach
W 1988 r., zdecydował się wziąć udział w biegu zagranicznym. Do Hamburga - z kolegą - pojechali maluchem. Za start zapłacił 140 marek.
- To była wtedy kupa pieniędzy! - wspomina pan Sylwek.
Bieg zaczął fatalnie. Zaraz za startem miał kraksę.
- Czterech nas leżało. Musiałem szybko podnieść wózek, bo bałem się, że ktoś po mnie przejedzie! Wprawdzie sędziowie chcieli mnie zdyskwalifikować, ale odstąpili od tego. Do mety dojechałem, ale żadnego miejsca nie zająłem - wspomina Sylwester Wojtaś.
Rano sztanga, potem w trasę
Na formę trzeba zapracować. Kiedy zaczynał starty, trenował najpierw rano kilka kilometrów przed pracą, potem po południu. Teraz też regularnie trenuje; zaczyna wiosną, kiedy tylko stopnieją śniegi. Rano ćwiczy mięśnie w domu, kilka razy w tygodniu wyjeżdża w trasę.
- Staram się też dużo chodzić "na piechotę”. Np. jak wybieram się odwiedzić rodziców to też "pieszo”. To w końcu tylko trzy czy cztery kilometry - żartuje pan Sylwek. - A mógłbym podjechać samochodem...
Wózek, a dokładnie profesjonalny rower wyścigowy, jest pożyczony.
- Nie udało mi się w tym sezonie uzbierać na własny, choć znalazłem kilku sponsorów. Muszę mieć 11-12 tysięcy zł. To drogi sprzęt. Ale może w przyszłym sezonie się uda - dodaje sportowiec, który obecnie reprezentuje Klub Sportowy Smok Orneta Lotos.
Pan Sylwek w ubiegłym roku, w plebiscycie na najlepszego sportowca powiatu ryckiego, zdobył trzecie miejsce.
Fotografie i auta
Jeśli musi dotrzeć gdzieś szybko - wsiada do kilkunastoletniego malucha. To kolejny w jego posiadaniu. Wprawdzie aktualny egzemplarz często się psuje, ale za to części do niego są tanie.
Samochody (może niekoniecznie maluchy) są jego wielką pasją, podobnie jak fotografia. Przez kilka lat prowadził własny zakład fotograficzny. Jego zdjęcia zdobyły wyróżnienie na międzynarodowym konkursie fotograficznym dla niepełnosprawnych w węgierskim Szolno. Teraz wszystkie aparaty przekazał synowi - studentowi Akademii Sztuk Pięknych.
Kilka schodów to nie problem
Dziś Sylwester Wojtaś mieszka sam, w bloku, zajmuje mieszkanie na parterze. Nie ma ani specjalnego podjazdu, ani windy - bo tego nie potrzebuje. Pokonanie kilku schodów od drzwi wejściowych do bloku do drzwi mieszkania zajmuje mu chwilę.
- Gdybym miał taką specjalną windę, to musiałbym czekać aż się rozłoży. A w tym czasie to ja kilka razy po schodach wskoczę i zeskoczę - żartuje.
Niepełnosprawny sportowiec pracuje w prywatnej firmie szwalniczej Jana Miłosza, w dziale przygotowania produkcji.
- Cieszę się, że mój szef mnie zatrudnił, że uwierzył we mnie, że dał mi szansę, kiedy byłem w naprawdę ciężkiej sytuacji - dodaje.