Działacze opozycji, którzy za swoją działalność zostali zwolnieni w stanie wojennym z Zakładów Azotowych "Puławy”. odebrali dziś rekompensaty finansowe Przez to stracili prawo do darmowych akcji tej spółki.
On i kilkunastu innych działaczy "S” odebrali dziś w pałacu Czartoryskich w Puławach finansowe rekompensaty za to, że nie otrzymali akcji pracowniczych Zakładów Azotowych.
Po wejściu spółki na Giełdę Papierów Wartościowych bezpłatne akcje dostali tylko uprawnieni pracownicy. Pominięto osoby, które w stanie wojennym straciły pracę w zakładzie za działalność opozycyjną.
Byli działacze przez wiele lat dopominali się o sprawiedliwość. Ale prawo nie pozwalało przyznać im akcji, bo traktowało ich jak każdą inną osobę zwolnioną dyscyplinarnie - np. za picie wódki w pracy.
- Wybaczcie, że tak długo to trwało - mówił Cezary Możeński, przewodniczący rady nadzorczej w Azotach.
Zarząd Zakładów Azotowych "Puławy” podjął decyzję, że byli opozycjoniści dostaną pieniądze - równowartość akcji, jaka by im przysługiwała za lata pracy.
Każdy otrzymał w sumie od 4,3 tys. zł do 28,8 tys. zł. - Być może nasze rozwiązanie będzie przykładem dla innych firm - mówi Paweł Jarczewski, prezes Zakładów Azotowych "Puławy”. Bo Azoty są pierwszym zakładem w Polsce, który w ten sposób rozwiązał problem.
Uczestnicy spotkania podkreślali, że rekompensaty dawnym opozycjonistom się należały. - Chylę czoło przed waszą odwagą, która wymagała determinacji i wielkiej wyobraźni - mówił poseł Włodzimierz Karpiński (PO).
- Teraz jestem usatysfakcjonowany, ale długo trzeba było czekać, żeby tę sprawę załatwić - mówi Juliusz Gapiński. - Zostałem zwolniony dyscyplinarnie w pierwszych dniach stanu wojennego.
Przywrócił mnie do pracy wyrok sądu, ale kiedy tylko wróciłem do pracy, ówczesny dyrektor pierwszego dnia odebrał mi przepustkę. Jak się upierałem, że mam prawo pracować, to po kilku dniach zostałem internowany. Trzy lata byłem bez pracy, wszędzie miałem "wilczy bilet” - wspomina Gapiński.