Co zrobić, żeby zatrzymać wykwalifikowaną kadrę? Więcej płacić - doszli do wniosku szefowie puławskich Azotów.
Na rynku pracy coraz trudniej o prawdziwych specjalistów. Powód? Niskie zarobki. Szczególnie w naszym regionie. Jak mówi dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Puławach, sytuację zna dobrze ze swojego podwórka. - Zatrudniam urzędnika, który następnie przechodzi szereg szkoleń. Dzięki nim staje się świetnie wykwalifikowanym specjalistą. I pewnego dnia oświadcza, że odchodzi do prywatnej firmy, bo tam zarobi dużo więcej. A ja mu podobnych pieniędzy nie mogę zaoferować - mówi Krzysztof Gumieniak, dyrektor puławskiego PUP.
W tej chwili ważą się losy podwyżek dla ok. 3300 pracowników Zakładów Azotowych Puławy. Wiadomo, że zarobią średnio o ok. 800 złotych więcej. W tej sprawie trwają ostatnie negocjacje. - Naszym celem jest zatrzymanie potencjalnego odpływu wykwalifikowanych pracowników. Już zdarza się, że fachowcy, na których szczególnie nam zależy, odmawiają przyjęcia oferty ze względu na zarobki - przyznaje Mieczysław Wiejak, członek zarządu Zakładów Azotowych.
Zarobki w Azotach i tak nie są niskie. Średnia płaca brutto to 3600 zł. Ale kiepską sytuację na rynku pracy potwierdzają także związkowcy. - Spośród młodych pracowników zatrudnianych w ramach programu "Pierwsza praca” tylko co dziesiąty ma wykształcenie chemiczne. Dlatego koniecznie trzeba podnosić atrakcyjność pracy w firmie, by przyciągnąć specjalistów - uważa Sławomir Wręga, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego w Azotach.
Zastój na rynku pracy dotyka nie tylko branży chemicznej. Podobnie, a może nawet jeszcze gorzej, jest w budowlance. - Ostatnio w Lublinie przyjęliśmy ok. 30 osób. Ale takich, na których by nam szczególnie zależało ze względu na specjalistyczne umiejętności było może trzech. Resztę będziemy musieli sami wyszkolić. Wszystko przez to, że zaprzestano kształcenia zawodowego, a młodzi wyjechali za granicę - mówi Edward Sierakowski, prezes lubelskiego Faelbudu, jednej z największych firm budowlanych w województwie.
- Według badań, które przeprowadzane są na nasze zlecenie, wysokość zarobków jest cały czas na pierwszym miejscu wśród priorytetów zadowolenia z pracy. I żeby stosować nie wiem jaką motywację, to ten będzie zawsze najbardziej istotny - komentuje Dariusz Jodłowski, prezes Związku Prywatnych Pracodawców Lubelszczyzny Lewiatan. Z jego obserwacji wynika, że tendencja do podwyższania płac trwa już od pół roku i nie dotyczy tylko przemysłu czy usług, ale również samorządów i urzędów.