Większość kluczowych instalacji puławskich Zakładów Azotowych pozostaje wyłączona. Powód: rekordowo drogi gaz. W poniedziałek przed biurowcem spółki politycy Lewicy wspólnie ze związkowcami apelowali do rządu o pomoc.
Pracownicy puławskich Azotów nie kryją zaniepokojenia po zeszłotygodniowej decyzji o znaczącym ograniczeniu produkcji i wyłączeniu szeregu instalacji chemicznego przedsiębiorstwa. W poniedziałek, wspólnie z politykami Lewicy, wzięli udział w konferencji prasowej, by podzielić się swoimi uwagami.
– Chcemy dowiedzieć się, czy zarząd Grupy Azoty S.A w Tarnowie i Grupy Azoty „Puławy” podjął rozmowy z Ministerstwem Aktywów Państwowych i rządem na temat ingerencji w ceny gazu. My jesteśmy bardzo zdziwieni, że spółka kupuje gaz po cenach spotowych ustalanych każdego dnia. Sądziliśmy, że korzystamy z kontraktów długoterminowych – mówi Anna Czarnecka, przewodnicząca związku zawodowego „Kadra”. – Uważamy, że państwo powinno zainterweniować. Przecież tutaj chodzi o bezpieczeństwo żywnościowe Polek i Polaków. Wysoka cena gazu przekłada się na ceny nawozów, a te na ceny żywności.
Tego samego zdania jest poseł Jacek Czerniak z Lewicy: – Mieszkańcy województwa lubelskiego oczekują, że Zakłady Azotowe, perła Lubelszczyzny, znów będą funkcjonowały. Rząd polski nie robi w tej sprawie łaski. Premier powinien zagwarantować dopłaty do ceny gazu – mówi parlamentarzysta. – Jeśli państwo tego nie zrobi, posypie nam się gospodarka.
Waldemar Kowalczyk, szef Lewicy w powiecie puławskim poddał w wątpliwość oficjalne zapewnienia o dostępności gazu: – My nie wiemy, czy ten gaz jest. To jest podstawowe pytania.
Problemem, na który zwrócili uwagę uczestnicy konferencji są konserwacje prowadzone na rurociągu Nord Stream 1, który ma ograniczony przesył do Niemiec. To istotne o tyle, że Polska mogła dotychczas pozyskiwać surowiec od naszego zachodniego sąsiada rewersem. Kolejna niewiadoma to zakontraktowanie Baltic Pipe, czyli nowego rurociągu łączącego Polskę ze złożami gazu na Morzu Norweskim.