Na bramie zakładu łopoczą flagi i wiszą transparenty. Większość pracowników MZK przystąpiła do protestu
- Jesteśmy naprawdę zdesperowani, chcemy tylko uczciwej zapłaty za naszą pracę. Czy to coś złego, że po 25 latach pracy chcę dostać na rękę powyżej 1500 zł - pyta jeden z kierowców MZK w Puławach. Od blisko dwóch tygodni siedziba zakładu jest oflagowana, a w autobusach pojawiły się naklejki z informacją o proteście.
Do rozmów związkowców z dyrekcją dołączył mediator.
Związek Zawodowy Kierowców MZK oraz NSZZ ”Solidarność” żądają 20-procentowych podwyżek płac. Dyrekcja zakładu zgadza się na 7 proc. Ta propozycja jednak nie zadowala związkowców. Następstwem negatywnie zakończonych rozmów było pismo wysłane przez protestujących do Urzędu Miasta, który jest właścicielem zakładu. W rozwiązaniu sporu mają pomóc
rozmowy z wiceprezydentem Adamem Gębalem.
- Czekamy z niecierpliwością na wynik tych mediacji. Nasze żądania nie są wygórowane, chcemy tylko uczciwego wynagrodzenia za swoją pracę. Chcemy materialnej satysfakcji za stres, jaki nam codziennie towarzyszy. Proszę zrozumieć nasz zawód - to nie tylko jazda od 4 rano do północy, ale przede wszystkim pasażerowie, za których jesteśmy odpowiedzialni. Dlatego już od dwóch lat żądamy podniesienia wynagrodzeń - komentuje sytuację Tadeusz Nowak, przewodniczący Związku Zawodowego Kierowców Komunikacji Miejskiej i Obsługi przy MZK w Puławach.
Zdaniem związkowców, problem z podwyżkami powtarza się z roku na rok. - To bardzo znaczące, że pracownicy spółek komunalnych za każdym razem muszą walczyć o każdy grosz w formie protestu. Tymczasem pracownicy urzędu dostają podwyżki bez tego - uważa Wojciech Pochwatka, przewodniczący puławskiej "Solidarności”.
Pracownicy MZK są gotowi do kompromisu, ale w momencie zakończenia fiaskiem rozmów z właścicielem zakładu, podejmą zaostrzoną formę protestu. Jednak zapewniają, że ich protest nie uderzy w pasażerów.
Anna Zielińska (pab)