Telefon o podłożonej bombie w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w ostatnią środę wieczorem postawił na nogi policję i straż pożarną. Dyrektor placówki zarządził jej ewakuację. Policja ustaliła, że dzwonił jeden z wychowanków. Grozi mu wysoka grzywna.
Było już po 21:00, gdy, jak się później okazało, jeden z wychowanków MOW–u przy ul. Marii Grzegorzewskiej, postanowił zepsuć wieczór służbom mundurowym, chwycił za telefon i poinformował o podłożonej bombie we wskazanym budynku. Dyrektor placówki zarządził jej ewakuację, a na miejsce skierowano policję i straż pożarną.
Teren przeszukali pirotechnicy, a pozostali funkcjonariusze w tym czasie pilnowali zgromadzonych nastolatków, by żaden z nich nie uciekł. Bomby ostatecznie nie znaleziono.
– Policja ustaliła, że za ten fałszywy alarm odpowiada jeden z wychowanków ośrodka. Sprawca odpowie za złamanie art. 224a kodeksu karnego, za co grozi do 8 lat pozbawienia wolności. W przypadku skazania, zgodnie z obowiązującymi przepisami, sąd obowiązkowo nakłada również nawiązkę i świadczenie pieniężne o łącznej wysokości co namniej 20 tys. zł – mówi podkom. Ewa Rejn–Kozak, rzecznik prasowy KPP w Puławach.