Władze Spółdzielni Mieszkaniowej "Standard” w Puławach zdania nie zmieniły. Pieniądze na windę dla ciężko chorego Roberta przepadły.
– Czekaliśmy na jakąś oficjalną informację ze spółdzielni. Chcieliśmy wiedzieć czarno na białym czy jeszcze mamy jakieś szanse. Chociaż prawdę mówiąc, już w to nie bardzo wierzyliśmy – opowiada Barbara Bartnicka, mama Roberta.
Spółdzielnia się z nimi się nie skontaktowała, zapytaliśmy więc sami. Okazuje się, że nic się nie zmieniło i spółdzielnia zdania nie zmieniła. – Walne zgromadzenie zdecydowało tak, a nie inaczej. Tamta sprawa jest już zamknięta – stwierdza Artur Sońta, przewodniczący Rady Nadzorczej SM "Standard”.
We wrześniu ub. roku walne zgromadzenie spółdzielni uznało, że nie zgadza się na zamontowanie windy. – Są pewne wymogi formalne, które trzeba spełnić, kiedy podejmuje się takie inwestycje – tłumaczy Sońta.
Zdaniem spółdzielni, na budowę windy był potrzebny projekt budowlany. Miała opinię prawną to potwierdzającą. Tymczasem w Starostwie Powiatowym, które wydaje zezwolenia na budowę, mówili nam co innego. – Nie potrzeba nam żadnego projektu. Wystarczy zgłoszenie prac – mówił nam kilka miesięcy temu Bogusław Skocz ze starostwa w Puławach.
Kosztowny projekt budowlany, na który nie było stać Bartnickich, to nie jedyna przeszkoda. – Poza tym nie mieliśmy też informacji, kto sfinansuje budowę windy – dodaje Sońta.
Niewiedza spółdzielni może dziwić, zwłaszcza że od początku było wiadomo, że pieniądze na windę przekaże Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. – Ale wszystko powinniśmy mieć na piśmie – zaznacza Artur Sońta.
– No to szkoda, że nam tego nie powiedzieli. Przecież byśmy im dostarczyli takie pismo – dziwi się Barbara Bartnicka. – Tutaj od początku szukano tylko sposobu, żeby nie zgodzić się na windę dla mojego syna.
Pieniądze zarezerwowane na inwestycję, mającą pomóc sparaliżowanemu Robertowi Bartnickiemu, przepadły wraz z końcem roku. PCPR dysponuje funduszami tylko na dany rok kalendarzowy.
Rodzina może starać się o dofinansowanie ponownie. Ale po tym co przeszła, nie czuje się na siłach. – Nie widzę sensu. Chyba najlepszym wyjściem byłaby wyprowadzka z Puław. Niestety, w tej chwili nie mamy takiej możliwości – mówi Bartnicka.
– Znam przypadek Roberta i wiem, że wyjścia na zewnątrz by mu pomogły. Naprawdę bardzo dziwi mnie podejście spółdzielni – komentuje Małgorzata Suszek-Zawadzka, dyrektor PCPR w Puławach.