Prokurator powie jakiej domaga się kary, obrońca wniesie o uniewinnienie. W procesie lekarki oskarżonej o błąd w sztuce sąd zebrał już wszystkie dowody. Wyrok prawdopodobnie zostanie ogłoszony po następnej rozprawie
Po paru godzinach badanie wykazało zwolnienie akcji serca płodu. Lekarka zdecydowała, że trzeba wykonać cesarskie cięcie. Zaczęła przygotowywać się do przeprowadzenia zabiegu. Zawiadomiła anestezjologa i pielęgniarki. Zadzwoniła też po Danutę C., kierownika dyżuru położniczo-
ginekologicznego. Danuta C. przyszła na salę operacyjną. Jak twierdzi prokuratura w akcie oskarżenia, pani doktor bardzo nie spodobała się decyzja koleżanki o cesarskim cięciu.
- Co ta Emilka wymyśliła - powiedziała do personelu.
Nie zbadała pacjentki, nie zapoznała się z jej historią choroby. Zdecydowała, że poród odbędzie się siłami natury. I sama odebrała poród. Urodziła się dziewczynka, która nie dawała oznak życia. Dziecko przeżyło, ale niedotlenienie doprowadziło do nieodwracalnych zmian: uszkodzenia mózgu, niedowładu.
Prokuratura obarczyła Danutę C. odpowiedzialnością za to, że dziecko urodziło się w tak ciężkim stanie. Puławscy prokuratorzy opierając się na opiniach biegłych doszli do wniosku, że lekarka bezpodstawnie zmieniła prawidłową decyzję o cesarskim cięciu. Przeprowadziła poród siłami natury wykonując przy tym niedozwolone medyczne czynności.
Na przesłuchaniu Danuta C. nie przyznała się do winy. Twierdziła, że nie podważała decyzji innego lekarza. Zbadała pacjentkę w ciąży i doszła do wniosku, że można przeprowadzić zwykły poród.
Tuż po porodzie ojciec dziecka zorientował się, że córeczka jest w ciężkim stanie. Zapytał lekarkę, dlaczego do tego doszło.
- Odpowiedziała mi, że widocznie tak musiało być - opowiadał w sądzie.
Kolejna, prawdopodobnie ostatnia już rozprawa odbędzie się 18 sierpnia.
(dj)