Zaostrza się spór pomiędzy wójtem gminy Końskowola, a radnym opozycyjnego ugrupowania. Powodem są słowa sugerujące współpracę wójta z tajnymi służbami komunistycznego państwa. Czy samorządowiec przekroczył granice wolności wypowiedzi? O tym zdecyduje sąd.
Była końcówka marca tego roku, gdy podczas nadzwyczajnej sesji rady gminy w Końskowoli głos zabrał radny Zielonego Powiśla, Leszek Rodzoś. Samorządowiec wygłosił oświadczenie o braku zgody swojego ugrupowania na zwoływanie sesji poświęconej inicjatywie nadanie praw miejskich dla stolicy gminy.
Radni ZP zasłynęli z tego, że odrzucili wynik konsultacji z mieszkańcami gminy, którzy w większości opowiedzieli się za nadaniem praw. Powiślacy nie chcieli, żeby na skutek ich odzyskania burmistrzem został ich oponent Stanisław Gołębiowski. Rodzoś w trakcie sesji wypomniał wójtowi jego "agenturalną przeszłość".
Powszechnie wiadomo, że w latach 1979-1987 Gołębiowski był tajnym współpracownikiem służb o pseudonimie "Sylwester". Jak sam przyznał tzw. lojalkę podpisał, żeby móc wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Wójt publicznie zapewniał jednocześnie, że mimo rejestracji jako TW, ze służbami nie współpracował.
Na dowód swoich słów może wskazać zarządzenie prokuratora Instytutu Pamięci Narodowej z 2010 roku o "niestwierdzeniu wątpliwości co do zgodności oświadczenia lustracyjnego z prawdą" oraz brakiem podstaw do wszczęcia postępowania lustracyjnego.
To o tyle ważne, że Leszek Rodzoś w zapewnienia wójta, jak i ustalenia IPN-u nie wierzy, czemu dał wyraz podczas wspomnianej sesji.
- Trudno uwierzyć, by Służba Bezpieczeństwa tak długo trzymała w swoich strukturach kogoś bezproduktywnego. W 1990 roku teczkę i akta TW "Sylwester" zniszczono. Dlaczego to zrobiono, skoro nie było w nich nic ważnego? Prokurator nie miał możliwości oceny zgromadzonego materiału - argumentował wtedy radny. - Mamy prawo mieć wątpliwości - podkreślił, przypominając o tym, że wskazana teczka została zniszczona w 1990 roku. - Tak jak w filmie Psy - porównał.
Pierwszą reakcją Gołębiowskiego było wezwanie Rodzosia do publicznych przeprosin. Ten jednak stanowczo odmówił. Podczas majowej sesji obydwaj panowie znów starli się słownie. Radny ocenił, że wójt Końskowoli "odleciał", próbuje go "zastraszyć", nie szanuje gwarantowanej konstytucyjnie wolności do wyrażania poglądów, a podpisując lojalkę za możliwość wyjazdu po prostu się "ześwinił". W odpowiedzi Gołębiowski uznał, że radny swoimi słowami "jeszcze bardziej się pognębił", a ich ocenę zostawi sądowi.
Nie były to słowa rzucone na wiatr. Radny otrzymał już zapowiedziany pozew o ochronę dóbr osobistych. Wójt Końskowoli nazywa jego słowa zniesławieniem, domaga się publicznych przeprosin na łamach prasy, w tym Dziennika Wschodniego, wpłaty 10 tys. zł na cel charytatywny (puławskie hospicjum) oraz pokrycia kosztów sądowych.
Jak uzasadnia, stwierdzenia radnego z 29 marca stały "w sprzeczności z ustaleniami IPN" i poddawały w wątpliwość prawdziwość złożonego przez wójta oświadczenia lustracyjnego. Wypowiedź Rodzosia miała również, według oceny powoda, naruszać jego "cześć" i przedstawiać go w niekorzystnym świetle w oczach opinii publicznej. Spór w końskowolskim samorządzie rozstrzygnie Sąd Okręgowy w Lublinie.