Opłacasz rachunek za telefon, a za kilka tygodni operator domaga się wpłaty i grozi odcięciem aparatu? Taka historia przydarzyła się naszemu Czytelnikowi, który zapłacił rachunki w jednym z punktów finansowych, działających w Puławach
- Często płaciliśmy właśnie tam, bo mamy po drodze - opowiada nasz Czytelnik.
Ale teraz z usług punktu przy ul. Piłsudskiego już nie skorzysta.
- Rachunki zapłaciłem 4 stycznia. Wśród nich była też faktura z telekomunikacji. Pod koniec stycznia dostałem sygnał z TP SA, że mój rachunek wciąż jest niezapłacony. Zaczęliśmy wyjaśniać sprawę - opowiada pan Karol, mieszkaniec Puław.
Najpierw do punktu poszła żona pana Karola. Na pytanie, dlaczego należności nie zostały uregulowane usłyszała, że to wina awarii systemu komputerowego. Następnego dnia udał się tam pan Karol, którego argument o awarii systemu nie przekonał.
- Pani, która przyjmowała wpłaty zaczęła tłumaczyć, że tylko zastępuje koleżankę.
Na pieczątce są podstawowe dane firmy, która ma siedzibę w Kozienicach. Jest adres, NIP i REGON. Zadzwoniliśmy na informację TP SA - takiej firmy nie ma w spisie abonentów.
- W każdym punkcie kasowym w widocznym miejscu powinien wisieć regulamin obsługi płatności, m.in. informacja, w jakim czasie pieniądze dojdą na właściwe konto. Powinny być także dane teleadresowe firmy. Przecież klient musi wiedzieć komu powierza pieniądze - tłumaczy Paweł Majewski, rzecznik prasowy Izby Gospodarczej Przedsiębiorstw Finansowych, zrzeszającej agencje finansowe.
W punkcie kasowym przy ul. Piłsudskiego znajduje się informacja, że pieniądze dotrą na konto w ciągu od czterech do siedmiu dni roboczych. Tymczasem pieniądze, które wpłacił pan Karol doszły po 21 dniach i to dopiero po jego interwencji.
Co zrobić, żeby mieć pewność, że nasze pieniądze bez zwłoki znajdą się na koncie zakładu gazowniczego czy spółdzielni mieszkaniowej?
- Klient może zażądać potwierdzenia dokonania przelewu na piśmie, a firma nie może tego odmówić - radzi Paweł Majewski.