– Jeśli rząd myśli w ten sposób, to może niech zamkną stacje paliw – ironizuje właściciel ośrodka narciarskiego w Chrzanowie. On i cała branża właśnie się dowiedzieli, że zostają zamknięci 28 grudnia.
Minister Zdrowia ogłosił w czwartek, że od 28 grudnia do 17 stycznia będzie obowiązywała „narodowa kwarantanna”.
Wszystkie obostrzenia wprowadzane przez rząd.
Właściciele lubelskich ośrodków narciarskich czują się zdezorientowani dynamiką narzucanych zmian dotyczących ich branży. Ledwie trzy tygodnie temu pisaliśmy o kompromisie, dzięki któremu ośrodki, po wprowadzeniu ustalonych obostrzeń, mogły zacząć sezon. Ich właściciele sprężyli się. Zakupili środki do odkażania, wymagane oznakowanie, przeszkolili personel, naśnieżyli stoki i uruchomili wyciągi.
Radość była jednak krótka. W czwartek rząd poinformował o tym, że stoki narciarskie w trakcie tzw. narodowej kwarantanny pomiędzy 28 grudnia, a 17 stycznia będą zamknięte.
– Trudno mi się na gorąco do tego odnieść. Jeśli będziemy musieli zamknąć stok, to tak zrobimy, ale nie podoba mi się ten informacyjny mętlik. Wprowadzają pewne zasady, umawiamy się na coś, a teraz znów wszystko zmieniają – mówi Czesław Byczek, właściciel ośrodka narciarskiego w Parchatce koło Puław.
Zaskoczenia nie kryje także Marcin Świderski, właściciel Stacji Kazimierz Dolny. – Udało nam się wprowadzić wszystkie wymagane obostrzenia, co wcale nie było tanie. Przez ostatnie tygodnie to działało naprawdę dobrze. Wszyscy zachowywaliśmy ten sanitarny reżim, a teraz wrzucają nas do jednego worka z dużymi ośrodkami w górach i zakazują działalności. To jest niesprawiedliwe i krzywdzące – mówi przedsiębiorca. – Ale my się nie poddamy. Jeśli pogoda pozwoli, to uruchomimy się po 17 stycznia – dodaje.
Według właścicieli lubelskich stacji, zamknięcie małych ośrodków nastawionych na ruch lokalny, czyli gości przyjeżdżających w ponad 90 proc. z tego samego regionu, to posunięcie nielogiczne. Jak mówią, ruch na świeżym powietrzu, przy zamkniętych restauracjach i pokojach hotelowych, w odpowiednim dystansie, nikomu nie szkodził. Wręcz przeciwnie, dawał alternatywę dla długich wyjazdów w góry, gdzie zjeżdżają się narciarze z całego kraju.
– Padliśmy ofiarą szarej strefy hotelowej, bo ludzie znajdowali pomysły na obejście prawa i rezerwowali miejsca noclegowe pod rzekome wyjazdy służbowe w góry. A do nas przyjeżdżają klienci, którzy pojeżdżą kilka godzin na nartach i wracają do domu – komentuje Piotr Rzetelski, radny wojewódzki PSL i właściciel stoku narciarskiego w Chrzanowie.
I dodaje: – Jesienią powiedziano nam, że będziemy mogli funkcjonować. Dostaliśmy wytyczne, ponieśliśmy koszty związane m.in. z przygotowaniem zaśnieżania i serwisem urządzeń. Niedawno zostaliśmy zamknięci, po czym znowu nas otwarto. W ostatni weekend mieliśmy wzmożone kontrole sanepidu i policji. Owszem, były pewne uwagi, ale nie słyszałem, żeby którykolwiek stok w Polsce został ukarany mandatem. Jeśli rząd myśli w ten sposób, to może niech zamkną stacje paliw. Wtedy ludzie naprawdę przestaną się przemieszczać, bo nie będzie jak – nie kryje ironii Rzetelski.