ROZMOWA z Jackiem Abramowskim, właścicielem restauracji Sielsko Anielsko i Jezuicka 16 w Lublinie
- Dwa tygodnie temu rozmawialiśmy o tym, że aby utrzymać firmę i nie zwalniać pracowników, musi pan sprzedać dom. Od tego czasu widziałam pana kilkakrotnie w ogólnopolskich mediach.
– To prawda. Po tym tekście odezwało się do mnie wiele redakcji. Chcę mówić, bo problem nie dotyczy tylko mnie osobiście, ale wszystkich restauratorów. Wszyscy jesteśmy w takim samym, bardzo trudnym położeniu. Nieco lepiej mają tylko ci, którzy zawsze stawiali na dowóz do klientów. Restauracje, w których najważniejsze było biesiadowanie, mają ogromne problemy. Trzeba o tym mówić głośno, bo może ktoś z rządzących postara nam się wreszcie realnie pomóc. Policzyłem, że cały miesiąc gotowania na dowóz daje nam obrót, jaki w czasie normalnego funkcjonowania mieliśmy w ciągu jednego dnia.
- Można się za to utrzymać?
– Nie można. Co kilka dni dzwoni do mnie dział windykacji PGE z pytaniem, czy już zapłaciłem rachunki. A ja ciągle się staram i ciągle jest z tym problem. Muszę płacić za prąd i gaz, bo jak nam je wyłączą, to nie będziemy mogli gotować. Musimy płacić za telefon i internet, bo tylko tak możemy przyjmować zamówienia. Nie mogę zamknąć lokali i zwolnić ludzi, bo już do mnie nie wrócą. Dlatego przede wszystkim przed świętami muszę zapłacić pracownikom, a z zamówień z dowozem nie ma na to pieniędzy. Sytuację nieco poprawiła akcja TVN „Pomagamy sobie”. W jej ramach instytucje pożytku publicznego mogły wybrać z listy jedną restaurację, by otrzymać z niej obiady, za które płacili widzowie, wysyłając sms-y. Okazało się, że byliśmy najchętniej wybieraną restauracją w Lublinie, a to oznacza, że cieszymy się bardzo dobrą opinią. Ostatecznie obiady dowozimy do koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta Koło w Świdniku prowadzącego Schronisko dla Bezdomnych Mężczyzn. Po pierwszej dostawie dostaliśmy telefon, że panowie twierdzą, że nigdy nie jedli tak dobrze.
- Czy udział w tej akcji pozwoli wam przetrwać?
– To nie wygeneruje takich zysków. W ramach akcji przez kilkanaście dni dostarczymy po 40-50 obiadów. Oczywiście cena obiadu jest odpowiednio niższa, ale ponieważ posiłków jest dużo, będzie to zastrzyk gotówki, za który jesteśmy bardzo wdzięczni. Żeby za to podziękować, po zakończeniu akcji jeszcze przez parę dni będziemy dostarczać posiłki Stowarzyszeniu. A wracając do przetrwania… My umieramy, stojąc. Pracujemy każdego dnia, ale poprawy nie widać. Dlatego nie wycofuję się ze sprzedaży domu. To prawda, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Okazało się, że mam ich bardzo wielu. Nie ukrywam, że niektórzy pożyczyli mi też pieniądze zanim nie sprzedam domu.
- To daje siłę w trudnych chwilach.
– Bardzo dużą. Ostatnio spotkałem się z wieloma pozytywnymi i dającymi siłę komentarzami w internecie. Odebrałem wiele podobnych telefonów od znajomych. To daje siłę. Przeprowadziłem też bardzo ważną dla mnie rozmowę. Pewna pani powiedziała mi, że jej mąż, który też był restauratorem, znalazł się w bardzo podobnej sytuacji do mnie. Też musiał sprzedać dom. Stres go zabił kilka lat później. Zrozumiałem, że muszę przestać się trochę przejmować. Mam dla kogo żyć: mam rodzinę, przyjaciół, pracowników, gości. Dla nich wszystkich przetrwam. Szkoda mi tylko, że instytucje państwa nie sprawdziły się w tej sytuacji.